Leży w szpitalu pacjent z ciężkimi poparzeniami całego ciała.
Leży w szpitalu pacjent z ciężkimi poparzeniami całego ciała. Woła lekarza i pyta go:
- Panie doktorze, przepisał mi pan Viagrę, na co to niby ma pomóc?
- Żeby się panu kołdra nie przyklejała do brzucha...
- Panie doktorze, przepisał mi pan Viagrę, na co to niby ma pomóc?
- Żeby się panu kołdra nie przyklejała do brzucha...
214
Dowcip #31517. Leży w szpitalu pacjent z ciężkimi poparzeniami całego ciała. w kategorii: Śmieszne żarty o lekarzach, Śmieszne kawały o Viagrze, Śmieszny humor o pacjentach.
Idzie dwóch pijaczków i zastanawiają się wspólnie na głos czym by się dzisiaj delektować... Nagle mijają cysternę piwa.
- Franuś, to może piwko?
- Eee, piwko, piwko... Piwko to na jutro zostawmy.
Idą dalej, idą, idą... Nagle mijają cysternę wina.
- Franuś, to może winka?
- E tam winka... A co ja, jakiś burżuj jestem?
Idą dalej, idą... Nagle mijają cysternę wódki.
- No teraz Franek nie odmówisz!!!
- Eee... No wiesz... W sumie to piwo było, wino było, wódka jest, to może coś jeszcze znajdziemy?
Idą dalej, idą, idą... Nagle mijają cysternę paliwa rakietowego.
- Ty, Franek, piłeś to kiedyś?
- No nie!
- To pijemy!!!
Piją, piją... Napili się tak, że świata nie widzieli... Rano jeden dzwoni do drugiego...
- Franek, wstałeś?
- A tak...
- I jak się czujesz?
- Stary, cudoownie! Żadnego kaca, nawet główka nie boli, czuję się jak młody bóg!
- A srałeś już?
- Nie...
- To nie sraj! Bo z Londynu dzwonię!
- Franuś, to może piwko?
- Eee, piwko, piwko... Piwko to na jutro zostawmy.
Idą dalej, idą, idą... Nagle mijają cysternę wina.
- Franuś, to może winka?
- E tam winka... A co ja, jakiś burżuj jestem?
Idą dalej, idą... Nagle mijają cysternę wódki.
- No teraz Franek nie odmówisz!!!
- Eee... No wiesz... W sumie to piwo było, wino było, wódka jest, to może coś jeszcze znajdziemy?
Idą dalej, idą, idą... Nagle mijają cysternę paliwa rakietowego.
- Ty, Franek, piłeś to kiedyś?
- No nie!
- To pijemy!!!
Piją, piją... Napili się tak, że świata nie widzieli... Rano jeden dzwoni do drugiego...
- Franek, wstałeś?
- A tak...
- I jak się czujesz?
- Stary, cudoownie! Żadnego kaca, nawet główka nie boli, czuję się jak młody bóg!
- A srałeś już?
- Nie...
- To nie sraj! Bo z Londynu dzwonię!
633
Dowcip #31518. Idzie dwóch pijaczków i zastanawiają się wspólnie na głos czym by się w kategorii: Dowcipy o alkoholu, Żarty o pijakach, Śmieszne kawały o rozmowach telefonicznych, Śmieszne kawały o kupie.
Mąż jak co roku dostał na urodziny skarpety od żony. Wkurzył się i powiedział:
- Na kolejne urodziny chcę coś błyszczącego, srebrnego i co dochodzi do setki w trzy sekundy.
Na kolejne urodziny, żona kupiła mu wagę.
- Na kolejne urodziny chcę coś błyszczącego, srebrnego i co dochodzi do setki w trzy sekundy.
Na kolejne urodziny, żona kupiła mu wagę.
010
Dowcip #31519. Mąż jak co roku dostał na urodziny skarpety od żony. w kategorii: Śmieszne kawały o mężu i żonie, Śmieszny humor o mężu, Kawały o żonie, Humor o prezentach.
Kowalski był wiernym chrześcijaninem i znalazł się w szpitalu, bliski śmierci. Rodzina wezwała pastora, by został z nimi. Pastor stanął przy łóżku, stan Kowalskiego wyraźnie się pogorszył i gorączkowo gestykulował o coś do pisania. Pastor miłosiernie wręczył mu długopis i kartkę, a Kowalski użył ostatku sił, by coś napisać i umarł. Pastor pomyślał, że nie będzie dobrze, jeśli teraz odczyta notatkę, więc włożył ją do kieszeni. Na pogrzebie, kiedy pastor kończył kazanie, uświadomił sobie, że ma na sobie to samo ubranie, co w chwili śmierci Kowalskiego.
- Wiecie, Kowalski wręczył mi tuż przed śmiercią karteczkę. Nie czytałem jej, ale znając go, zostawił tam słowo natchnienia dla nas wszystkich.
Wyjął kartkę i przeczytał:
”Dupku, stoisz na mojej rurze tlenowej!”.
- Wiecie, Kowalski wręczył mi tuż przed śmiercią karteczkę. Nie czytałem jej, ale znając go, zostawił tam słowo natchnienia dla nas wszystkich.
Wyjął kartkę i przeczytał:
”Dupku, stoisz na mojej rurze tlenowej!”.
17
Dowcip #31520. Kowalski był wiernym chrześcijaninem i znalazł się w szpitalu w kategorii: Żarty o Kowalskim, Kawały o duchownych, Śmieszne kawały o pogrzebie, Śmieszne kawały o śmierci.
Inżynier umarł i poszedł do piekła. Szybko zaczął mu przeszkadzać niski poziom życia w piekle i zaczął projektować oraz budować usprawnienia. Po jakimś czasie mieli klimatyzację, spłukiwane toalety i ruchome schody, a inżynier stał się bardzo popularnym facetem.
Pewnego dnia Bóg dzwoni do Szatana i pyta drwiąco:
- No i jak tam u was na dole?
- Świetnie, mamy klimę, spłukiwane kibelki, ruchome schody i nikt nie wie, z czym inżynier jeszcze wyskoczy. - odparł Szatan.
- Co?!? Macie inżyniera?!? To pomyłka, nigdy nie powinien trafić na dół, wyślijcie go do nas.
- Zapomnij. Podoba mi się inżynier w załodze. Zatrzymuję go.
- Wysyłaj go na górę albo Cię pozwę!
Szatan zaśmiał się szyderczo:
- Taa, jasne. A skąd Ty weźmiesz prawników?
Pewnego dnia Bóg dzwoni do Szatana i pyta drwiąco:
- No i jak tam u was na dole?
- Świetnie, mamy klimę, spłukiwane kibelki, ruchome schody i nikt nie wie, z czym inżynier jeszcze wyskoczy. - odparł Szatan.
- Co?!? Macie inżyniera?!? To pomyłka, nigdy nie powinien trafić na dół, wyślijcie go do nas.
- Zapomnij. Podoba mi się inżynier w załodze. Zatrzymuję go.
- Wysyłaj go na górę albo Cię pozwę!
Szatan zaśmiał się szyderczo:
- Taa, jasne. A skąd Ty weźmiesz prawników?
633
Dowcip #31521. Inżynier umarł i poszedł do piekła. w kategorii: Śmieszny humor o prawnikach, Kawały o Bogu, Humor o piekle, Śmieszne dowcipy o inżynierach.
Do banku wpadają zamaskowani mężczyźni:
- Wszyscy stać i nie ruszać się!
- To napad?
- Nie, fotografia grupowa!
- Wszyscy stać i nie ruszać się!
- To napad?
- Nie, fotografia grupowa!
48
Dowcip #31522. Do banku wpadają zamaskowani mężczyźni w kategorii: Kawały o napadzie na bank.
Na dachu pałacu prezydenta Polski odbywał się remont. Uwijali się dekarze wymieniający poszycie. Nagle jednemu z nich zachciało się do łazienki.
- Panie majster! Muszę szybko do kibla na dużą stronę!
- Nim zejdziesz po rusztowaniu na dół, będziesz miał w portkach. Kucnij tu za kominem i rób, a ja Ci poszukam jakiegoś papieru w moim notesie ze zrealizowanymi zamówieniami.- doradził majster.
Robotnik zrobił, podtarł się kartkami od majstra. Niestety, silniejszy podmuch wiatru poniósł jedną z nich i przez otwarte okno wpadła na biurko prezydenta.
- Cholera jasna! - zaklął majster. Leć szybko i weź tą kartkę z biurka póki tam nikogo nie ma, bo będziemy mieli przerąbane!
Dekarz w szalonym tempie pobiegł wykonać polecenie. Po kilku minutach wrócił.
- No i jak? Zdążyłeś?
- Nie zdążyłem! Podpisał!
- Panie majster! Muszę szybko do kibla na dużą stronę!
- Nim zejdziesz po rusztowaniu na dół, będziesz miał w portkach. Kucnij tu za kominem i rób, a ja Ci poszukam jakiegoś papieru w moim notesie ze zrealizowanymi zamówieniami.- doradził majster.
Robotnik zrobił, podtarł się kartkami od majstra. Niestety, silniejszy podmuch wiatru poniósł jedną z nich i przez otwarte okno wpadła na biurko prezydenta.
- Cholera jasna! - zaklął majster. Leć szybko i weź tą kartkę z biurka póki tam nikogo nie ma, bo będziemy mieli przerąbane!
Dekarz w szalonym tempie pobiegł wykonać polecenie. Po kilku minutach wrócił.
- No i jak? Zdążyłeś?
- Nie zdążyłem! Podpisał!
1122
Dowcip #31523. Na dachu pałacu prezydenta Polski odbywał się remont. w kategorii: Kawały o prezydencie, Humor o pracownikach, Śmieszne dowcipy o kupie.
Po co we francuskich czołgach lusterka wsteczne?
- Żeby widzieć pole bitwy.
- Żeby widzieć pole bitwy.
114
Dowcip #31524. Po co we francuskich czołgach lusterka wsteczne? w kategorii: Śmieszne pytania zagadki, Śmieszne kawały o lusterku, Humor o czołgu.
Mama jedzie z Jasiem w pociągu i mówi:
- Jasiu, nie dłub w nosie bo będziesz gruby.
Po chwili wysiadają z pociągu. Niedaleko widać idącą kobietę w ciąży, a Jasiu do niej:
- Co? Dłubało się?
- Jasiu, nie dłub w nosie bo będziesz gruby.
Po chwili wysiadają z pociągu. Niedaleko widać idącą kobietę w ciąży, a Jasiu do niej:
- Co? Dłubało się?
110
Dowcip #31525. Mama jedzie z Jasiem w pociągu i mówi w kategorii: Humor o Jasiu, Śmieszne dowcipy o kobietach w ciąży.
Znudzony Neron przygotowuje plan igrzysk.
- No dobra, ale ja już mam tego dość... Wszystko już było... Co ja mam zrobić żeby było ciekawie? Znów Ci gladiatorzy, znów dzikie zwierzęta... Ile tak można?
W tym momencie odzywa się stojący w kącie kapitan gwardii:
- To może ja podpowiem. - rzecze skromnie i z cicha.
- Mów.
- Otóż może by tak sto dziewic chrześcijańskich do słupów uwiązać i jeden sprawny legionista pozbawiłby je dziewictwa ku radości ludu?
- Ach, cóż za pomysł wspaniały! Lecz któż byłby w stanie podjąć się tak trudnego zadania?
Kapitan skromnie się uśmiechnął:
- No, ja bym się podjął.
Nastały igrzyska. Sto dziewic, nagich lecz z wieńcami kwiatów na czołach, przywiązano do słupów na środku areny. Lud wiwatuje. Na arenę wychodzi kapitan. Jest prawie nagi. Słońce odbija się w kroplach potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Lud rzymski wiwatuje:Zaczyna. Pierwsza, druga, trzecia... Uśmiecha się zwycięsko. Słońce odbija się w kroplach potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Czwarta, piąta, i już dziesiąta... Lud wiwatuje:Maximus! Maximus! Jedenasta, piętnasta, dwudziesta... Słońce odbija się w kroplach potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Trzydziesta, czterdziesta... Kapitan jakby się zmęczył, lecz lud wiwatuje:Pięćdziesiąta, sześćdziesiąta, siedemdziesiąta... Słońce odbija się w kroplach potu na jego czole, ciało wy smarowane oliwką. I te sandały! Osiemdziesiąta, osiemdziesiąta pierwsza... Wyraźnie jest już zmęczony. Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Dziewięćdziesiąta... Lud wiwatuje. Dziewięćdziesiąta pierwsza, dziewięćdziesiąta druga... Zmęczenie sięga zenitu. Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Dziewięćdziesiąta trzecia, dziewięćdziesiąta czwarta, dziewięćdziesiąta piąta... Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Dziewięćdziesiąta szósta... Już ledwo zipie, lecz lud wiwatuje. Dziewięćdziesiąta siódma... Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Dziewięćdziesiąta ósma... Na kolanach wlecze się do kolejnej, lecz lud wiwatuje. Ledwo się podniósł... Dziewięćdziesiąta dziewiąta. Kapitan próbuje wstać. Lecz nie wytrzymał. Padł. A lud rzymski:
- Pedał! Pedał!!!
- No dobra, ale ja już mam tego dość... Wszystko już było... Co ja mam zrobić żeby było ciekawie? Znów Ci gladiatorzy, znów dzikie zwierzęta... Ile tak można?
W tym momencie odzywa się stojący w kącie kapitan gwardii:
- To może ja podpowiem. - rzecze skromnie i z cicha.
- Mów.
- Otóż może by tak sto dziewic chrześcijańskich do słupów uwiązać i jeden sprawny legionista pozbawiłby je dziewictwa ku radości ludu?
- Ach, cóż za pomysł wspaniały! Lecz któż byłby w stanie podjąć się tak trudnego zadania?
Kapitan skromnie się uśmiechnął:
- No, ja bym się podjął.
Nastały igrzyska. Sto dziewic, nagich lecz z wieńcami kwiatów na czołach, przywiązano do słupów na środku areny. Lud wiwatuje. Na arenę wychodzi kapitan. Jest prawie nagi. Słońce odbija się w kroplach potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Lud rzymski wiwatuje:Zaczyna. Pierwsza, druga, trzecia... Uśmiecha się zwycięsko. Słońce odbija się w kroplach potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Czwarta, piąta, i już dziesiąta... Lud wiwatuje:Maximus! Maximus! Jedenasta, piętnasta, dwudziesta... Słońce odbija się w kroplach potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Trzydziesta, czterdziesta... Kapitan jakby się zmęczył, lecz lud wiwatuje:Pięćdziesiąta, sześćdziesiąta, siedemdziesiąta... Słońce odbija się w kroplach potu na jego czole, ciało wy smarowane oliwką. I te sandały! Osiemdziesiąta, osiemdziesiąta pierwsza... Wyraźnie jest już zmęczony. Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Dziewięćdziesiąta... Lud wiwatuje. Dziewięćdziesiąta pierwsza, dziewięćdziesiąta druga... Zmęczenie sięga zenitu. Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Dziewięćdziesiąta trzecia, dziewięćdziesiąta czwarta, dziewięćdziesiąta piąta... Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Dziewięćdziesiąta szósta... Już ledwo zipie, lecz lud wiwatuje. Dziewięćdziesiąta siódma... Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały! Dziewięćdziesiąta ósma... Na kolanach wlecze się do kolejnej, lecz lud wiwatuje. Ledwo się podniósł... Dziewięćdziesiąta dziewiąta. Kapitan próbuje wstać. Lecz nie wytrzymał. Padł. A lud rzymski:
- Pedał! Pedał!!!
1117