Przechodziłem korytarzem.
Przechodziłem korytarzem. Na przeciwko szło trzech łysych kolesi patrząc mi w oczy. Powiedziałem tylko, że mogą nie dożyć jutra. Mięczaki. Rozeszli się za łzami w oczach. Tak to się załatwia na onkologii.
67
Dowcip #28854. Przechodziłem korytarzem. w kategorii: Śmieszny czarny humor, Kawały o łysych, Humor o chorobach.
Przed barem zatrzymał się wielki harley, zsiadł z niego taki spory, naprawdę spory facet z plakietką Hells Angel na plecach. Usiadł pośrodku baru, zamówione piwko golnął jednym łykiem i czekając na następne łypnął okiem w prawo:
- Czego się gapicie matkojebcy!
Spojrzał w lewo i zagaił przyjaźnie:
- Co za banda pedałów!
Nagle z prawego końca baru podnosi się jakiś gostek.
- Ja, ja przepraszam, ale usiadłem po niewłaściwej stronie baru.
- Czego się gapicie matkojebcy!
Spojrzał w lewo i zagaił przyjaźnie:
- Co za banda pedałów!
Nagle z prawego końca baru podnosi się jakiś gostek.
- Ja, ja przepraszam, ale usiadłem po niewłaściwej stronie baru.
16
Dowcip #28855. Przed barem zatrzymał się wielki harley, zsiadł z niego taki spory w kategorii: Dowcipy o restauracji i barze, Śmieszne żarty o homoseksualistach.
Przed bitwą pod Grunwaldem spotykają się obie armie. Zadowoleni z tego, że się wzajemnie odnaleźli urządzają imprezkę. W krzyżackim obozie wszyscy pijani, klina klinem popychają, sytuacja trwa kilka dni. Pewnego poranka budzi się Wielki Mistrz Ulryk von Jungingen i odbierając podawaną mu flaszkę, pyta sługi:
- Co to my dzisiaj mamy?
- Dzisiaj ma być bitwa, Wielki Mistrzu.
- O cholera. - powiedział skacowany Mistrz przecierając twarz.
Gdy już po paru głębszych Mistrz zaczął kontaktować, doszedł do wniosku, że zamiast wymordowywać się wzajemnie można by wystawić do walki po jednym rycerzu z obu stron i wygra ta strona, której rycerz zwycięży. Nie będzie musiało tylu ginąć. Jak pomyślał tak zrobił. Wysłali więc kolesia z dwoma mieczami z poselstwem do Polaków. A tam balanga na całego! Trzeba znaleźć Jagiełłę! Po pewnym czasie odnaleźli go w końcu pijanego w stogu siana. Przystał na wszystko, co mu powiedzieli. Teraz trzeba wybrać odważnego do walki. Krzyżacy nie mieli z tym większego problemu - wybrali oczywiście Zygfryda de Loewe, najmężniejszego z mężnych. Był to rycerz z drewna nie strugany. Teraz trzeba znaleźć dla niego konia. Niestety, jakiego by nie przyprowadzili, to albo się załamywał albo Zygfryd kolanami o ziemie szorował. Sytuacja beznadziejna. Na szczęście Wielki Mistrz miał znajomości u Hannibala.
- Masz tu ode mnie tego słonio- konia. Na pewno będzie dobry.
Rzeczywiście, teraz to Zygfryd nawet stopami ziemi nie dotykał. Kolejny problem to miecz: szukają i szukają, ale żaden nie jest dobry. Największy miecz jaki znaleźli w całych Prusach to Zygfryd w trzech palcach trzymał! To przecież bez sensu! Poszli więc do kowala, aby wykuł odpowiednie oręże. Kowal wykuł najpotężniejszy miecz jaki istniał siedmiometrowy! Zygfryd zważył go w ręku, jak machnął, to za jednym zamachem ściął czternaście dębów!
- No, tym to mogę walczyć!
Pozostała jeszcze zbroja. Jakiej by nie znaleźli to albo za mała, albo jakaś taka lekka. Ostatecznie stary znajomy kowal wykuł odpowiednią zbroję dla Zygfryda. Płytówka - pasowała jak ulał, zdobiona złotem i nader wszystko wytrzymała. Zygfryd był gotowy do walki. Tymczasem w obozie Polaków ten sam problem. Jagiełło szuka ochotnika, ale nikt się nie zgłasza. Król postanawia wziąć ich sposobem - polewa dodatkową porcję miodu (wiele razy). Niestety, nawet totalnie najebani nie chcą walczyć. Jagiełło poszedł do starego druha - Zawiszy Czarnego. Niestety, ten nie był skory do opuszczania domu.
- Ubrudzę się tylko, jeszcze może mi się coś stać... Daj mi spokój!
Kolejny był Maćko z Bogdańca, ale ten również nie był chętny.
- Tu Jagienka na mnie czeka, a ja się będę gdzieś po jakiś polach bitwy chędożył? Nie ma mowy!
Następny Jurand - beznadzieja. Załamany Król wziął sznur i poszedł do lasu się powiesić. Idzie i nagle widzi: jakiś kurdupel - metr dwadzieścia - konus taki, ubrany w marną skórzaną kurteczkę, z zardzewiałą szabelką u pasa, opiera się o drzewo i napruty jak worek spawa. U Króla pojawiła się iskierka nadziei, takie małe światełko w tunelu. Podchodzi i pyta, czy ten się zgodzi na walkę.
- No pewnie! - odpowiedział napierdolony totalnie głos. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
Teraz trzeba go wyposażyć. I tu problem. Jakiego konia by nie znaleźli, to dla małego Polaczka olbrzym. Nie utrzymałby go nawet. Olali sprawę. Teraz miecz. Niestety, nawet najmniejszego nie był w stanie unieść. Wyluzowali.
Jeszcze zbroja. Ale jakiej by nie przynieśli, to dla naszego bohatera jak dom wielka popijawy by mógł w środku urządzać. Dali se siana. Zostawili mu tylko to co miał, cienką skórę i przerdzewiałą szabelkę. Na koniec poprosili tylko o jedno:
- Po wszystkim możesz robić co chcesz, ale w dzień bitwy, na Boga, przyjdź trzeźwy!
Słonce wzeszło, obie armie stoją naprzeciwko siebie. Z szeregu krzyżackiego wyłania się wspaniały rycerz. Ale gdzie Polak? Szukają go i szukają. W końcu znaleźli oczywiście napierdolony jak dzwonek. Mimo to tanio skóry nie sprzedamy. Cucą go i wypychają. Na ugiętych nogach, zataczając się wychodzi na pole bitwy. Naprzeciw niemu wielki Zygfryd de Loewe w błyszczącej złotem zbroi, z mieczem, na potężnym słonio- koniu. Spina wierzchowca i rusza do ataku. Pędzi z ogromną prędkością, ziemia drży pod kopytami słonio- konia, drugie słonce błyszczy na złotej piersi Zygfryda.
Jagiełło wytrzeźwiał natychmiast i pojął co zrobił.
- Przecież on zaraz zmiażdży naszego i wpadnie w nas, rozniesie nas w puch. Jesteśmy już martwi! - pomyślał zasłaniając twarz.
- W nogi, w nogi! - krzyczy Król i wszyscy spierdalają gdzie popadnie.
Zygfryd de Loewe na swym słonio- koniu wpada na kurdupla Polaka - huk, trzask, uniósł się tylko kurz i dym ... Wielki Mistrz podjeżdża na miejsce potyczki,aby pogratulować swojemu zwycięstwa. Kurz opada, a tu straszny widok: słonio- koń leży z obciętymi nogami, paręnaście metrów dalej Zygfryd, a Polak stoi niewzruszony opierając się o szablę i mówi:
- Gdyby nie było ”w nogi”, to bym Cię zabił.
- Co to my dzisiaj mamy?
- Dzisiaj ma być bitwa, Wielki Mistrzu.
- O cholera. - powiedział skacowany Mistrz przecierając twarz.
Gdy już po paru głębszych Mistrz zaczął kontaktować, doszedł do wniosku, że zamiast wymordowywać się wzajemnie można by wystawić do walki po jednym rycerzu z obu stron i wygra ta strona, której rycerz zwycięży. Nie będzie musiało tylu ginąć. Jak pomyślał tak zrobił. Wysłali więc kolesia z dwoma mieczami z poselstwem do Polaków. A tam balanga na całego! Trzeba znaleźć Jagiełłę! Po pewnym czasie odnaleźli go w końcu pijanego w stogu siana. Przystał na wszystko, co mu powiedzieli. Teraz trzeba wybrać odważnego do walki. Krzyżacy nie mieli z tym większego problemu - wybrali oczywiście Zygfryda de Loewe, najmężniejszego z mężnych. Był to rycerz z drewna nie strugany. Teraz trzeba znaleźć dla niego konia. Niestety, jakiego by nie przyprowadzili, to albo się załamywał albo Zygfryd kolanami o ziemie szorował. Sytuacja beznadziejna. Na szczęście Wielki Mistrz miał znajomości u Hannibala.
- Masz tu ode mnie tego słonio- konia. Na pewno będzie dobry.
Rzeczywiście, teraz to Zygfryd nawet stopami ziemi nie dotykał. Kolejny problem to miecz: szukają i szukają, ale żaden nie jest dobry. Największy miecz jaki znaleźli w całych Prusach to Zygfryd w trzech palcach trzymał! To przecież bez sensu! Poszli więc do kowala, aby wykuł odpowiednie oręże. Kowal wykuł najpotężniejszy miecz jaki istniał siedmiometrowy! Zygfryd zważył go w ręku, jak machnął, to za jednym zamachem ściął czternaście dębów!
- No, tym to mogę walczyć!
Pozostała jeszcze zbroja. Jakiej by nie znaleźli to albo za mała, albo jakaś taka lekka. Ostatecznie stary znajomy kowal wykuł odpowiednią zbroję dla Zygfryda. Płytówka - pasowała jak ulał, zdobiona złotem i nader wszystko wytrzymała. Zygfryd był gotowy do walki. Tymczasem w obozie Polaków ten sam problem. Jagiełło szuka ochotnika, ale nikt się nie zgłasza. Król postanawia wziąć ich sposobem - polewa dodatkową porcję miodu (wiele razy). Niestety, nawet totalnie najebani nie chcą walczyć. Jagiełło poszedł do starego druha - Zawiszy Czarnego. Niestety, ten nie był skory do opuszczania domu.
- Ubrudzę się tylko, jeszcze może mi się coś stać... Daj mi spokój!
Kolejny był Maćko z Bogdańca, ale ten również nie był chętny.
- Tu Jagienka na mnie czeka, a ja się będę gdzieś po jakiś polach bitwy chędożył? Nie ma mowy!
Następny Jurand - beznadzieja. Załamany Król wziął sznur i poszedł do lasu się powiesić. Idzie i nagle widzi: jakiś kurdupel - metr dwadzieścia - konus taki, ubrany w marną skórzaną kurteczkę, z zardzewiałą szabelką u pasa, opiera się o drzewo i napruty jak worek spawa. U Króla pojawiła się iskierka nadziei, takie małe światełko w tunelu. Podchodzi i pyta, czy ten się zgodzi na walkę.
- No pewnie! - odpowiedział napierdolony totalnie głos. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
Teraz trzeba go wyposażyć. I tu problem. Jakiego konia by nie znaleźli, to dla małego Polaczka olbrzym. Nie utrzymałby go nawet. Olali sprawę. Teraz miecz. Niestety, nawet najmniejszego nie był w stanie unieść. Wyluzowali.
Jeszcze zbroja. Ale jakiej by nie przynieśli, to dla naszego bohatera jak dom wielka popijawy by mógł w środku urządzać. Dali se siana. Zostawili mu tylko to co miał, cienką skórę i przerdzewiałą szabelkę. Na koniec poprosili tylko o jedno:
- Po wszystkim możesz robić co chcesz, ale w dzień bitwy, na Boga, przyjdź trzeźwy!
Słonce wzeszło, obie armie stoją naprzeciwko siebie. Z szeregu krzyżackiego wyłania się wspaniały rycerz. Ale gdzie Polak? Szukają go i szukają. W końcu znaleźli oczywiście napierdolony jak dzwonek. Mimo to tanio skóry nie sprzedamy. Cucą go i wypychają. Na ugiętych nogach, zataczając się wychodzi na pole bitwy. Naprzeciw niemu wielki Zygfryd de Loewe w błyszczącej złotem zbroi, z mieczem, na potężnym słonio- koniu. Spina wierzchowca i rusza do ataku. Pędzi z ogromną prędkością, ziemia drży pod kopytami słonio- konia, drugie słonce błyszczy na złotej piersi Zygfryda.
Jagiełło wytrzeźwiał natychmiast i pojął co zrobił.
- Przecież on zaraz zmiażdży naszego i wpadnie w nas, rozniesie nas w puch. Jesteśmy już martwi! - pomyślał zasłaniając twarz.
- W nogi, w nogi! - krzyczy Król i wszyscy spierdalają gdzie popadnie.
Zygfryd de Loewe na swym słonio- koniu wpada na kurdupla Polaka - huk, trzask, uniósł się tylko kurz i dym ... Wielki Mistrz podjeżdża na miejsce potyczki,aby pogratulować swojemu zwycięstwa. Kurz opada, a tu straszny widok: słonio- koń leży z obciętymi nogami, paręnaście metrów dalej Zygfryd, a Polak stoi niewzruszony opierając się o szablę i mówi:
- Gdyby nie było ”w nogi”, to bym Cię zabił.
519
Dowcip #28856. Przed bitwą pod Grunwaldem spotykają się obie armie. w kategorii: Kawały o staruszkach, Humor historyczny, Żarty o imprezie, Śmieszne dowcipy o wojnie, Śmieszne kawały o bójkach.
Przeprowadzono ankietę wśród mężczyzn w wieku od dwudziestu do czterdziestu lat, w której zadano pytanie:
”Wyobraźcie sobie, że diabeł oferuje wam ogromne, niewyobrażalne wręcz bogactwa w zamian za cały wasz zasób słownictwa, z wyjątkiem jednego słowa, które możecie sobie zostawić”.
Dziewięciu na dziesięciu ankietowanych odpowiedziało:
- Ssij.
”Wyobraźcie sobie, że diabeł oferuje wam ogromne, niewyobrażalne wręcz bogactwa w zamian za cały wasz zasób słownictwa, z wyjątkiem jednego słowa, które możecie sobie zostawić”.
Dziewięciu na dziesięciu ankietowanych odpowiedziało:
- Ssij.
16
Dowcip #28857. Przeprowadzono ankietę wśród mężczyzn w wieku od dwudziestu do w kategorii: Kawały erotyczne, Śmieszne dowcipy o mężczyznach.
Przez podstęp mojej żony wczoraj uprawialiśmy seks. Ta wredna jędza położyła się w łóżku naszej córki.
175
Dowcip #28858. Przez podstęp mojej żony wczoraj uprawialiśmy seks. w kategorii: Humor o mężu i żonie, Żarty o mężu, Śmieszne dowcipy o żonie, Śmieszne kawały o seksie.
Przeżyłem załamanie gdy dowiedziałem się, że nie będę mógł już więcej mieć dzieci. Prawie płakałem w drodze do celi.
83
Dowcip #28859. Przeżyłem załamanie gdy dowiedziałem się w kategorii: Żarty o więźniach, Śmieszne dowcipy o więzieniu.
Przy kasie w supermarkecie stoi kobieta. Kolejno wykłada swoje zakupy na taśmę. Chleb, masło, pasta do zębów, jabłka, para rajstop.
Sprzedawca przygląda się tym produktom nabijając je na kasę i w pewnym momencie pyta:
- Pani nie ma męża, prawda?
- Oj, zauważył pan po braku obrączki, czy domyślił się pan po zakupach? - spytała podekscytowana kobieta.
- Nie, ma pani wyjątkowo brzydki ryj.
Sprzedawca przygląda się tym produktom nabijając je na kasę i w pewnym momencie pyta:
- Pani nie ma męża, prawda?
- Oj, zauważył pan po braku obrączki, czy domyślił się pan po zakupach? - spytała podekscytowana kobieta.
- Nie, ma pani wyjątkowo brzydki ryj.
1318
Dowcip #28860. Przy kasie w supermarkecie stoi kobieta. w kategorii: Żarty o kobietach, Śmieszne dowcipy o zakupach, Śmieszne kawały o sprzedawcach.
Przychodzi ośmioletnia dziewczynka do domu, od progu wita ją tata i pyta:
- Jak było w szkole córeczko?
- Dobrze, ale jak wracałam zaczepił mnie starszy mężczyzna.
- I nic Ci nie zrobił?
- Nie, tylko poprosił mnie żebym z nim poszła do jego domu.
- I co poszłaś?
- Tak.
- I co tam się stało?
- Najpierw kazał mi zdjąć buty, potem zdjął swoje, kazał mi zdjąć sukienkę,bluzkę, majtki.
- Jezu, to straszne!
- Potem rozebrał się i chciał żebym poszła z nim do jego łóżka.
- I co poszłaś?
-Tak.
- Matko boska, co było dalej!?
- Zaczął mnie obmacywać, a potem ...
- Mów szybciej, już dochodzę.
- Jak było w szkole córeczko?
- Dobrze, ale jak wracałam zaczepił mnie starszy mężczyzna.
- I nic Ci nie zrobił?
- Nie, tylko poprosił mnie żebym z nim poszła do jego domu.
- I co poszłaś?
- Tak.
- I co tam się stało?
- Najpierw kazał mi zdjąć buty, potem zdjął swoje, kazał mi zdjąć sukienkę,bluzkę, majtki.
- Jezu, to straszne!
- Potem rozebrał się i chciał żebym poszła z nim do jego łóżka.
- I co poszłaś?
-Tak.
- Matko boska, co było dalej!?
- Zaczął mnie obmacywać, a potem ...
- Mów szybciej, już dochodzę.
93
Dowcip #28861. Przychodzi ośmioletnia dziewczynka do domu w kategorii: Dowcipy erotyczne, Humor o córce, Śmieszne dowcipy o ojcu.
Przychodzi baba do lekarza i mówi, że ma gorączkę, a lekarz na to:
- Zmierzymy pani temperaturę w odbycie.
Po chwili ...
- Panie doktorze to nie jest odbyt.
- A to nie jest termometr.
- Zmierzymy pani temperaturę w odbycie.
Po chwili ...
- Panie doktorze to nie jest odbyt.
- A to nie jest termometr.
210
Dowcip #28862. Przychodzi baba do lekarza i mówi, że ma gorączkę, a lekarz na to w kategorii: Śmieszne kawały erotyczne, Śmieszne kawały o babie, Śmieszny humor o lekarzach, Śmieszne żarty przychodzi baba do lekarza.
Przychodzi Basia ze szkoły. Już od progu krzyczy do ojca:
- Tato, tato! Dostałam szóstkę z biologii!
Ojciec na to:
- Znakomicie! W nagrodę pójdziemy do cukierni zobaczyć jak ludzie jedzą ciastka.
- Tato, tato! Dostałam szóstkę z biologii!
Ojciec na to:
- Znakomicie! W nagrodę pójdziemy do cukierni zobaczyć jak ludzie jedzą ciastka.
812