
Dowcipy o staruszkach
Na ławce w parku siedzi staruszek i strasznie płacze. Podchodzi do niego przechodzień i zapytuje:
- Dlaczego płaczesz?
- Synu, mam osiemdziesiąt osiem lat, dwa tygodnie temu ożeniłem się z najseksowniejszą laską w okolicy. Ma dwadzieścia dwa lata, 90/60/90, super gotuje, kochamy się kiedy chcę, wieczorem mi czyta...
- No to o co chodzi?
- Nie pamiętam gdzie mieszkam!
- Dlaczego płaczesz?
- Synu, mam osiemdziesiąt osiem lat, dwa tygodnie temu ożeniłem się z najseksowniejszą laską w okolicy. Ma dwadzieścia dwa lata, 90/60/90, super gotuje, kochamy się kiedy chcę, wieczorem mi czyta...
- No to o co chodzi?
- Nie pamiętam gdzie mieszkam!
06
Dowcip #33409. Na ławce w parku siedzi staruszek i strasznie płacze. w kategorii: „Śmieszne żarty o staruszkach”.
Klęczy sobie moherowa babinka w kościele. Nagle podnosi oczy i widzi jak w aurze tajemniczości i świetlistej poświacie Jezus Chrystus zstępuje z krzyża, uśmiecha się do niej, podchodzi i kładzie jej rękę na głowie.
- Oto córko doświadczasz cudu...
A babinka wystraszonym głosem:
- Ale Ojciec Dyrektor Rydzyk wydał na to zgodę?
- Oto córko doświadczasz cudu...
A babinka wystraszonym głosem:
- Ale Ojciec Dyrektor Rydzyk wydał na to zgodę?
624
Dowcip #33323. Klęczy sobie moherowa babinka w kościele. w kategorii: „Śmieszne dowcipy o staruszkach”.

W małym, amerykańskim miasteczku odbywał się proces sądowy. Prokurator wezwał pierwszego świadka, stareńką, acz trzeźwo jeszcze myślącą kobietę. Zbliżył się do niej i zadał pytanie:
- Pani Williams, czy pani mnie zna?
- Ależ oczywiście. - odpowiedziała staruszka. - Znam, nawet bardzo dobrze. Znam pana, panie Jones, odkąd był pan małym chłopcem. I, szczerze mówiąc, bardzo mnie pan rozczarował. Kłamie pan, jest pan oszustem, manipuluje pan ludźmi i rozpowiada o nich bzdury za ich plecami. Myśli pan, że jest pan już szychą, podczas gdy nie ma pan nawet tyle rozumu, by zdać sobie sprawę z tego, że nigdy nie będzie pan nikim więcej niż marnym prawniczkiem. Tak, znam pana...
Prokurator oniemiał. Nie wiedząc co zrobić wskazał na drugi koniec sali i zapytał:
- Pani Williams, a czy zna pani adwokata oskarżonego? Na to ona:
- Ależ oczywiście, pana Bradley’a znam również od jego dzieciństwa. Czasem się nim nawet opiekowałam, gdy nie było jego rodziców. Ale on także wielce mnie rozczarował. Jest leniwym bigotem. Ma problemy z alkoholem. Ten człowiek nie potrafi dogadać się z ludźmi. Jest aspołeczny, a w dodatku jego usługi należą do najgorszych w całym stanie. Tak, znam go dobrze...
W tym momencie sędzia kazał zebranym uciszyć się, a dwóch prawników wezwał do swojego stołu. Bardzo cicho, prawie szepcząc powiedział:
- Jeśli którykolwiek z was spróbuje zapytać ją, czy przypadkiem nie zna mnie, wsadzę go za obrazę sądu.
- Pani Williams, czy pani mnie zna?
- Ależ oczywiście. - odpowiedziała staruszka. - Znam, nawet bardzo dobrze. Znam pana, panie Jones, odkąd był pan małym chłopcem. I, szczerze mówiąc, bardzo mnie pan rozczarował. Kłamie pan, jest pan oszustem, manipuluje pan ludźmi i rozpowiada o nich bzdury za ich plecami. Myśli pan, że jest pan już szychą, podczas gdy nie ma pan nawet tyle rozumu, by zdać sobie sprawę z tego, że nigdy nie będzie pan nikim więcej niż marnym prawniczkiem. Tak, znam pana...
Prokurator oniemiał. Nie wiedząc co zrobić wskazał na drugi koniec sali i zapytał:
- Pani Williams, a czy zna pani adwokata oskarżonego? Na to ona:
- Ależ oczywiście, pana Bradley’a znam również od jego dzieciństwa. Czasem się nim nawet opiekowałam, gdy nie było jego rodziców. Ale on także wielce mnie rozczarował. Jest leniwym bigotem. Ma problemy z alkoholem. Ten człowiek nie potrafi dogadać się z ludźmi. Jest aspołeczny, a w dodatku jego usługi należą do najgorszych w całym stanie. Tak, znam go dobrze...
W tym momencie sędzia kazał zebranym uciszyć się, a dwóch prawników wezwał do swojego stołu. Bardzo cicho, prawie szepcząc powiedział:
- Jeśli którykolwiek z was spróbuje zapytać ją, czy przypadkiem nie zna mnie, wsadzę go za obrazę sądu.
115
Dowcip #33305. W małym, amerykańskim miasteczku odbywał się proces sądowy. w kategorii: „Śmieszne dowcipy o staruszkach”.
Pewna stara dewotka, jak zwykle z samego rana pobiegła do kościoła. Klękając przed ołtarzem wyrwał jej się głośny pierd z gatunku złośliwych. Rozejrzała się szybko, ale na szczęście nie było jeszcze nikogo. Uspokojona, zaczęła myśleć o tym jak zawstydzi sąsiadki, które dzisiaj najwyraźniej zaspały, gdy po minucie spadł obok niej dużych rozmiarów zardzewiały gwóźdź. Spojrzała do góry i oniemiała. Pod sklepieniem, na wielkim umieszczonym tam krzyżu, Jezus jedną ręką zasłaniał sobie nos.
2629
Dowcip #33164. Pewna stara dewotka, jak zwykle z samego rana pobiegła do kościoła. w kategorii: „Dowcipy o staruszkach”.

Staruszka wchodzi do sklepu i mówi:
- Potrzebuję kilka rolek papieru toaletowego.
Młoda sprzedawczyni prezentuje na ladzie kilka gatunków papierów w różne wzorki i kolory.
- Który pani sobie życzy?
- Obojętnie, byle nie biały, bo się szybko brudzi.
- Potrzebuję kilka rolek papieru toaletowego.
Młoda sprzedawczyni prezentuje na ladzie kilka gatunków papierów w różne wzorki i kolory.
- Który pani sobie życzy?
- Obojętnie, byle nie biały, bo się szybko brudzi.
312
Dowcip #32981. Staruszka wchodzi do sklepu i mówi w kategorii: „Śmieszne dowcipy o staruszkach”.
Dziadek i babcia jedzą obiad. Nagle dziadek stuka babcię w głowę drewnianą łyżką.
- Co się stało? - pyta babcia.
- Bo jak se przypomnę, żeś Ty cnoty nie miała...
- Co się stało? - pyta babcia.
- Bo jak se przypomnę, żeś Ty cnoty nie miała...
26
Dowcip #32949. Dziadek i babcia jedzą obiad. w kategorii: „Humor o staruszkach”.

Do banku przychodzi staruszka z workiem pieniędzy i prosi o rozmowę z dyrektorem. Urzędnik po długim wahaniu prosi dyrektora.
- W czym mogę pani pomóc?
- Chciałabym wpłacić do waszego banku sumę dwustu tysięcy dolarów.
- Dobrze, ale skąd pani ma tak dużą kwotę pieniędzy?
- Po prostu zakładam się z różnymi osobami o bardzo duże sumy i zawsze wygrywam, jeżeli pan chce, mogę się też z panem założyć.
Załóżmy się o pięćdziesiąt tysięcy dolarów, że jutro o dwunastej w południe pana jaja staną się kwadratowe...
- Chyba pani żartuje.
Ale dyrektor myśli sobie, że pięćdziesiąt tysięcy to niezły pieniądz, a szansa na kwadratowe jaja równa jest zeru. Dyrektor przyjął zakład i umówili się na dwunastą następnego dnia. Dyrektor po przyjściu do domu sprawdził swoje jaja, rano też, ale nie zanosiło się na to, żeby stały się kwadratowe.
W miarę zbliżania się godziny dwunastej dyrektor coraz częściej upewniał się, a pewność wygranej rosła z każdą chwilą. Punktualnie o dwunastej do banku przyszła staruszka z pewnym facetem.
- To świadek zakładu, w razie wygranej chcę, aby wszystko było zgodnie z prawem.
- Dobrze, ale moje jaja sprawdzałem przed chwilą i są takie jak zawsze...
- Ale ja też muszę się przekonać o tym, proszę pokazać!
Dyrektor trochę zażenowany rozpina rozporek, zdejmuje spodnie...
- Proszę, są takie jak powinny! Przegrała pani pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
- Ale rozumie pan, że dopiero po wymacaniu można to stwierdzić, muszę to sama sprawdzić.
Dyrektor zezwolił, staruszka obiema rękami dotyka, ściska i maca jego jaja. Wtedy gość towarzyszący staruszce blednie, zaczyna wrzeszczeć, walić głową w mur i pada na posadzkę
- Co mu się stało? - pyta dyrektor
- Właśnie stracił sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów, bo założyłam się z nim, że o dzisiaj dwunastej będę trzymała za jaja dyrektora banku.
- W czym mogę pani pomóc?
- Chciałabym wpłacić do waszego banku sumę dwustu tysięcy dolarów.
- Dobrze, ale skąd pani ma tak dużą kwotę pieniędzy?
- Po prostu zakładam się z różnymi osobami o bardzo duże sumy i zawsze wygrywam, jeżeli pan chce, mogę się też z panem założyć.
Załóżmy się o pięćdziesiąt tysięcy dolarów, że jutro o dwunastej w południe pana jaja staną się kwadratowe...
- Chyba pani żartuje.
Ale dyrektor myśli sobie, że pięćdziesiąt tysięcy to niezły pieniądz, a szansa na kwadratowe jaja równa jest zeru. Dyrektor przyjął zakład i umówili się na dwunastą następnego dnia. Dyrektor po przyjściu do domu sprawdził swoje jaja, rano też, ale nie zanosiło się na to, żeby stały się kwadratowe.
W miarę zbliżania się godziny dwunastej dyrektor coraz częściej upewniał się, a pewność wygranej rosła z każdą chwilą. Punktualnie o dwunastej do banku przyszła staruszka z pewnym facetem.
- To świadek zakładu, w razie wygranej chcę, aby wszystko było zgodnie z prawem.
- Dobrze, ale moje jaja sprawdzałem przed chwilą i są takie jak zawsze...
- Ale ja też muszę się przekonać o tym, proszę pokazać!
Dyrektor trochę zażenowany rozpina rozporek, zdejmuje spodnie...
- Proszę, są takie jak powinny! Przegrała pani pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
- Ale rozumie pan, że dopiero po wymacaniu można to stwierdzić, muszę to sama sprawdzić.
Dyrektor zezwolił, staruszka obiema rękami dotyka, ściska i maca jego jaja. Wtedy gość towarzyszący staruszce blednie, zaczyna wrzeszczeć, walić głową w mur i pada na posadzkę
- Co mu się stało? - pyta dyrektor
- Właśnie stracił sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów, bo założyłam się z nim, że o dzisiaj dwunastej będę trzymała za jaja dyrektora banku.
011
Dowcip #32690. Do banku przychodzi staruszka z workiem pieniędzy i prosi o rozmowę z w kategorii: „Śmieszny humor o staruszkach”.
Pewna babcia postanowiła kupić sobie jakiegoś zwierzaczka, żeby nie czuć się samotna. Jednak w zoologicznym zastrzegła, że zwierzaczek nie może być kłopotliwy. Facet w zoologicznym zaproponował papugę, gdyż będzie ona na pewno wspaniałą towarzyszką. Jednak babcia zapytała jeszcze czy nie było by problemu z zabieraniem jej do kościoła? Facet odpowiedział, że nie powinno być problemów:
- Wystarczy posadzić sobie papugę na ramieniu i ona spokojnie będzie sobie siedzieć i czekać.
Tak więc babcia zakupiła papugę, była bardzo zadowolona z towarzyszki, a gdy przyszła niedziela posadziła ją sobie na ramieniu i poszła do kościoła. Gdy usiadła w ławce papuga zaczęła się rozglądać, ale była spokojna. Jednak gdy msza się zaczęła papuga głośno zaskrzeczała:
- Cholera... Ale tu zimno.
Babcia zawstydzona uciekła z kościoła i przez cały tydzień tłumaczyła papudze, że tak nie można. Papuga sprawiała wrażenie zawstydzonej więc babcia następnej niedzieli znów zabrała ją do kościoła i znów na początku była grzeczna, aż do momentu gdy msza się zaczęła i ptak znów zaczął skrzeczeć:
- Cholera... Ale tu zimno.
Babcia znów zawstydzona uciekła z kościoła, jednak tym razem poszła do zoologicznego poskarżyć się na ptaka. Powiedziała facetowi, że papuga zachowuje się niegrzecznie w kościele i nie wie co z nią zrobić. Facet powiedział, że jest na to rada.
- Gdy papuga znów zacznie być niegrzeczna, trzeba złapać ją za pazury i zakręcić kilka razy w powietrzu.
Babcia zapytała czy to działa, a sprzedawca zagwarantował powodzenie operacji. Tak więc kobieta zabrała ptaka i zadowolona poszła do domu. Gdy nadeszła niedziela babcia znów usiadła z papugą w ławce i znów gdy zaczęła się msza papuga zaskrzeczała:
- Cholera... Ale tu zimno.
Natychmiast babcia złapała ptaka za pazury i kilka razy zakręciła nią w powietrzu i postawiła znów na swoim ramieniu. Papuga zszokowana potrząsnęła chwilkę głową i zaskrzeczała:
- I jeszcze jakieś ku*wa huragany...
- Wystarczy posadzić sobie papugę na ramieniu i ona spokojnie będzie sobie siedzieć i czekać.
Tak więc babcia zakupiła papugę, była bardzo zadowolona z towarzyszki, a gdy przyszła niedziela posadziła ją sobie na ramieniu i poszła do kościoła. Gdy usiadła w ławce papuga zaczęła się rozglądać, ale była spokojna. Jednak gdy msza się zaczęła papuga głośno zaskrzeczała:
- Cholera... Ale tu zimno.
Babcia zawstydzona uciekła z kościoła i przez cały tydzień tłumaczyła papudze, że tak nie można. Papuga sprawiała wrażenie zawstydzonej więc babcia następnej niedzieli znów zabrała ją do kościoła i znów na początku była grzeczna, aż do momentu gdy msza się zaczęła i ptak znów zaczął skrzeczeć:
- Cholera... Ale tu zimno.
Babcia znów zawstydzona uciekła z kościoła, jednak tym razem poszła do zoologicznego poskarżyć się na ptaka. Powiedziała facetowi, że papuga zachowuje się niegrzecznie w kościele i nie wie co z nią zrobić. Facet powiedział, że jest na to rada.
- Gdy papuga znów zacznie być niegrzeczna, trzeba złapać ją za pazury i zakręcić kilka razy w powietrzu.
Babcia zapytała czy to działa, a sprzedawca zagwarantował powodzenie operacji. Tak więc kobieta zabrała ptaka i zadowolona poszła do domu. Gdy nadeszła niedziela babcia znów usiadła z papugą w ławce i znów gdy zaczęła się msza papuga zaskrzeczała:
- Cholera... Ale tu zimno.
Natychmiast babcia złapała ptaka za pazury i kilka razy zakręciła nią w powietrzu i postawiła znów na swoim ramieniu. Papuga zszokowana potrząsnęła chwilkę głową i zaskrzeczała:
- I jeszcze jakieś ku*wa huragany...
09
Dowcip #32689. Pewna babcia postanowiła kupić sobie jakiegoś zwierzaczka w kategorii: „Śmieszne dowcipy o staruszkach”.

Stewardessa, podczas roznoszenia posiłków na pokładzie, słyszy rozmowę dwojga starszych pasażerów, którzy rozmawiają o swojej pięćdziesiątej rocznicy ślubu. Podchodzi więc do nich, gratuluje i pyta, jak udało im się wytrwać przy sobie przez tyle lat.
- Proszę pani, to minęło jak pięć minut. - Odpowiada małżonka.
Małżonek, odwraca się do rozmawiających kobiet i dodaje:
- Ta, pod wodą.
- Proszę pani, to minęło jak pięć minut. - Odpowiada małżonka.
Małżonek, odwraca się do rozmawiających kobiet i dodaje:
- Ta, pod wodą.
05
Dowcip #32609. Stewardessa, podczas roznoszenia posiłków na pokładzie w kategorii: „Żarty o staruszkach”.
Wnuczek odwiedza swego osiemdziesięcioletniego dziadka w szpitalu.
- Jak się masz dziadku? - pyta.
- Całkiem dobrze. - odpowiada dziadek.
- Jak jedzenie?
- Super! Co tydzień nowy jadłospis.
- A opieka?
- Nie może być lepiej. Mówię Ci, te siostrzyczki odgadują moje myśli!
- Jak ze spaniem? Śpisz dobrze?
- Nie ma sprawy! Śpię jak dziecko, dziewięć godzin dziennie, bez przebudzenia! O dziesiątej wieczorem dają mi kakao i tabletkę Viagry i tyle. Śpię po tym jak suseł!
Wnuczek jest trochę zaniepokojony tym dziadkowym oświadczeniem, idzie więc do dyżurnej pielęgniarki.
- Co ja słyszę! Czy to prawda, że dajecie mojemu osiemdziesięcioletniemu dziadkowi Viagrę? Codziennie?
- No tak, proszę pana. Każdego wieczora o dwudziestej drugiej j pański dziadek dostaje filiżankę kakao i tabletkę Viagry. Rezultat jest zaskakujący! Dziadek śpi dobrze i nie stacza się z łóżka.
- Jak się masz dziadku? - pyta.
- Całkiem dobrze. - odpowiada dziadek.
- Jak jedzenie?
- Super! Co tydzień nowy jadłospis.
- A opieka?
- Nie może być lepiej. Mówię Ci, te siostrzyczki odgadują moje myśli!
- Jak ze spaniem? Śpisz dobrze?
- Nie ma sprawy! Śpię jak dziecko, dziewięć godzin dziennie, bez przebudzenia! O dziesiątej wieczorem dają mi kakao i tabletkę Viagry i tyle. Śpię po tym jak suseł!
Wnuczek jest trochę zaniepokojony tym dziadkowym oświadczeniem, idzie więc do dyżurnej pielęgniarki.
- Co ja słyszę! Czy to prawda, że dajecie mojemu osiemdziesięcioletniemu dziadkowi Viagrę? Codziennie?
- No tak, proszę pana. Każdego wieczora o dwudziestej drugiej j pański dziadek dostaje filiżankę kakao i tabletkę Viagry. Rezultat jest zaskakujący! Dziadek śpi dobrze i nie stacza się z łóżka.
49
Dowcip #32545. Wnuczek odwiedza swego osiemdziesięcioletniego dziadka w szpitalu. w kategorii: „Śmieszne żarty o staruszkach”.
