Dowcipy o psach
Na furtce było napisane: ”Uwaga, zły pies!”. W nocy ktoś przyszedł i dopisał: ”Ale bez zębów”. Gdy pies to zobaczył pomyślał:
- Jak go dorwę, to zamemłam na śmierć!
- Jak go dorwę, to zamemłam na śmierć!
25
Dowcip #14615. Na furtce było napisane: ”Uwaga, zły pies!”. w kategorii: „Kawały o psach”.
Dwaj chłopcy grali na jednej z ulic Toronto w uliczny hokej. Ni stąd, ni zowąd pojawił się rozwścieczony pitbull i rzucił się na jednego z grających. Drugi bez namysłu wsadził swój hokejowy kij w obrożę psa i używszy całej siły skręcił mu kark. Będący na miejscu reporter lokalnej gazety opisał wydarzenie, przeprowadził wywiad i zapisał tytuł sensacyjnego wydarzenia: ”Kibic Toronto Maple Leaf ocalił swojego przyjaciela zabijając rozwścieczonego psa ludożercę”. Widząc to chłopak powiedział:
- Ok, tylko że ja nie jestem fanem Maple Leaf...
Reporter nieco się zdumiał i napisał nowy tytuł: ”Kibic Blue Jay ratuje swojego najlepszego kumpla z kłów wściekłego psa”. Chłopak popatrzył na to i mówi:
- Cóż, nie jestem również kibicem Blue Jay...
Dziennikarz, mocno już skonsternowany pyta:
- No dobra, skoro nie kibicujesz ani tym, ani tym, to komu?
- Crvenej Zvezdzie Belgrad - odpowiada chłopak.
Na drugi dzień w gazecie pojawia się artykuł pod tytułem: ”Serbski sadysta morduje z zimna krwią czworonożnego przyjaciela rodziny”.
- Ok, tylko że ja nie jestem fanem Maple Leaf...
Reporter nieco się zdumiał i napisał nowy tytuł: ”Kibic Blue Jay ratuje swojego najlepszego kumpla z kłów wściekłego psa”. Chłopak popatrzył na to i mówi:
- Cóż, nie jestem również kibicem Blue Jay...
Dziennikarz, mocno już skonsternowany pyta:
- No dobra, skoro nie kibicujesz ani tym, ani tym, to komu?
- Crvenej Zvezdzie Belgrad - odpowiada chłopak.
Na drugi dzień w gazecie pojawia się artykuł pod tytułem: ”Serbski sadysta morduje z zimna krwią czworonożnego przyjaciela rodziny”.
38
Dowcip #14697. Dwaj chłopcy grali na jednej z ulic Toronto w uliczny hokej. w kategorii: „Śmieszne żarty o psach”.
Rozmawia dwóch myśliwych powracających z polowania. Jeden z nich niesie psa przewieszonego przez ramię.
- Co wyżeł?
- Wyżeł.
- Twój?
- Mój.
- Zastrzeliłeś go?
- Zastrzeliłem.
- A co wściekły był?
- No, zachwycony nie był.
- Co wyżeł?
- Wyżeł.
- Twój?
- Mój.
- Zastrzeliłeś go?
- Zastrzeliłem.
- A co wściekły był?
- No, zachwycony nie był.
24
Dowcip #15811. Rozmawia dwóch myśliwych powracających z polowania. w kategorii: „Śmieszne kawały o psach”.
Super balanga u faceta mieszkającego w willi. Impreza na całego, a tu jedna panienka przychodzi z rottweilerem, który nie lubi towarzystwa po alkoholu, jak to zresztą zwykle wszystkie pieski w ogólności, a rottweilery w szczególności. Ktoś proponuje przerzucić rottweilera przez siatkę na posesję sąsiada, który wyjechał, co by nie bruździł . Na to gospodarz imprezy:
- Niech was ręka boska broni! Tam mieszka taki jamnik, oczko w głowie mojego sąsiada. Jak się by Maksiowi co stało, to by mnie Józek chyba zabił!
Towarzystwo bawi się dalej, ale koło północy rottweiler naprawdę lekko dziabnął jednego z gości i po cichutku został przerzucony przez płot do sąsiada. Rano, gdy wszyscy jeszcze spali, gospodarz balangi otwiera na full kacu bramę, co by po piwko skoczyć i co widzi?
Pękający z dumy rottweiler z uwalanym ziemią, bardzo martwym jamnikiem w pysku.
- O kurcze, Józek mnie zabije, jak ja mu się wytłumaczę?! - gospodarz wpada w panikę.
Towarzystwo wprawdzie skacowane, ale pełne poczucia winy i chęci uchronienia swego gospodarza przed morderczymi zapędami Józka - fanatyka jamników. Inkryminowany jamnik - denat ląduje w wannie, gdzie za pomocą szamponu, suszarki i szczotki do włosów gospodarza przywrócona zostaje mu dawna forma i świetność. Póki jeszcze się nie rozwidniło na dobre, corpus delicti jamnika ląduje na ganku sąsiada na swym stałym, ulubionym miejscu w koszu. Towarzystwo się rozjeżdża. Koło południa wraca sąsiad. Gospodarz imprezy jakby nigdy nic.
Po jakichś dziesięciu minutach przychodzi sąsiad. Blady jakiś taki i bardzo niewyraźny.
- Eee, słuchaj, tego, nie widziałeś czasem, łaził kto może u mnie wczoraj po posesji?
- Wykluczone Józek!
- Na pewno?
- Na sto procent! Wiesz, było u mnie parę osób, prawie całą noc robiliśmy grilla w ogrodzie, niemożliwe, żebyśmy nie zauważyli, jakby kto się do ciebie chciał włamać. A co? Zginęło ci coś, czy jak?
- Eee nie, tylko wiesz, dwa dni temu pochowałem Maksia tam, pod różami, a teraz ... No chodź i sam zobacz ... Albo wiesz, idź lepiej sam, a ja tu chwilę posiedzę u ciebie ...
- Niech was ręka boska broni! Tam mieszka taki jamnik, oczko w głowie mojego sąsiada. Jak się by Maksiowi co stało, to by mnie Józek chyba zabił!
Towarzystwo bawi się dalej, ale koło północy rottweiler naprawdę lekko dziabnął jednego z gości i po cichutku został przerzucony przez płot do sąsiada. Rano, gdy wszyscy jeszcze spali, gospodarz balangi otwiera na full kacu bramę, co by po piwko skoczyć i co widzi?
Pękający z dumy rottweiler z uwalanym ziemią, bardzo martwym jamnikiem w pysku.
- O kurcze, Józek mnie zabije, jak ja mu się wytłumaczę?! - gospodarz wpada w panikę.
Towarzystwo wprawdzie skacowane, ale pełne poczucia winy i chęci uchronienia swego gospodarza przed morderczymi zapędami Józka - fanatyka jamników. Inkryminowany jamnik - denat ląduje w wannie, gdzie za pomocą szamponu, suszarki i szczotki do włosów gospodarza przywrócona zostaje mu dawna forma i świetność. Póki jeszcze się nie rozwidniło na dobre, corpus delicti jamnika ląduje na ganku sąsiada na swym stałym, ulubionym miejscu w koszu. Towarzystwo się rozjeżdża. Koło południa wraca sąsiad. Gospodarz imprezy jakby nigdy nic.
Po jakichś dziesięciu minutach przychodzi sąsiad. Blady jakiś taki i bardzo niewyraźny.
- Eee, słuchaj, tego, nie widziałeś czasem, łaził kto może u mnie wczoraj po posesji?
- Wykluczone Józek!
- Na pewno?
- Na sto procent! Wiesz, było u mnie parę osób, prawie całą noc robiliśmy grilla w ogrodzie, niemożliwe, żebyśmy nie zauważyli, jakby kto się do ciebie chciał włamać. A co? Zginęło ci coś, czy jak?
- Eee nie, tylko wiesz, dwa dni temu pochowałem Maksia tam, pod różami, a teraz ... No chodź i sam zobacz ... Albo wiesz, idź lepiej sam, a ja tu chwilę posiedzę u ciebie ...
34
Dowcip #15820. Super balanga u faceta mieszkającego w willi. w kategorii: „Humor o psach”.
Jest rok 1862. Miasteczko Livengood nad rzeką Jukon na Alasce. Tradycyjnie w ostatnią sobotę listopada odbywają się coroczne wyścigi psich zaprzęgów. Wielkie święto dla miejscowej ludności, w przeważającej większości pracowników pobliskiej kopalni oraz handlarzy skór. Już od tygodnia w miasteczku trwa zimowy festyn, szerokim strumieniem leje się piwo, a nad ogniskami smażą się dorodne sarny i jelenie. Dzieciaki opychają się plackami z syropem klonowym, a szeryf ma trochę więcej pracy. W sobotę dokładnie o dwunastej odbywa się wielki wyścig o nagrodę ”złotych sań” dla psich zaprzęgów w jedynkach Hasky. Wielkie emocje, typowanie faworytów, budy z udźcem baranim i winem, przygrywająca lokalna kapela Mitcha Blake’a. W boksach zaprzęgowych spory ruch. Przy punkcie zakładów bukmacherskich Harrisa kłębi się spory tłumek, ale kursy nie zachęcają do gry. Faworyt - Czarny Diune puszczany przez młynarza Hartman’s - jest praktycznie poza zasięgiem. John Witch, który przyjechał tu z odległego zaledwie oosiemnaście mil Fairnbanks przechadza się po centralnym placyku, popija z dzbana grzanego wina i rozgląda się ciekawie dookoła. Przy punkcie bukmacherskim przystanął i zaczął studiować kursy. Nagle, z pobliskiego boksu dobiegł go słaby głos:
- Postaw na mnie ... Postaw na mnie ...
John obejrzał się zdziwiony i zobaczył, że mówi do niego pies. Pieseczek należałoby powiedzieć. Mały, chudy, drobny.
- Oszalałeś! - odpowiedział John. - Przecież ty nie masz szans! Zobacz jak ty wyglądasz. Malutki piesek, zero krzepy. Przecież tu biegają takie Hasky, że ty musiałbyś biec bez zaprzęgu aby ewentualnie wygrać.
- Postaw na mnie. - powtórzył piesek. - Mam przeczucie, że wygram.
Facet był zdezorientowany. Przecież zdarzały się już takie niespodzianki.
- Przemyślę to. - odpowiedział pieskowi i poszedł dalej.
Krążył po placyku, ale myśl o psie nie dawała mu spokoju. Wreszcie zdecydował się. Poszedł do budy, poprosił o kupon na 18 (taki numer miał piesek) i postawił 5 dolarów. Zajrzał do boksu psa.
- Postawiłeś? - zapytał pies. - Ile postawiłeś?
- Postawiłem pięć dolarów.
- Oszalałeś? Postaw wszystko, taka okazja ...
- Mam tylko pięćdziesiąt dolarów.
- Zastaw wszystko, co masz. Powóz, konia, dom, tartak, wszystko sprzedaj w kantorze i postaw wszystko, taka okazja ...
Facet się zawahał. Długo jeszcze krążył po placyku. W końcu poszedł do kantoru, sprzedał wszystko i dostał całe dwanaście tysięcy pięćset dolarów płatne gotówką. Postawił to na kupon na osiemnastkę i czeka. Przed samym wyścigiem pies uspokaja go jeszcze:
- Bądź dobrej myśli, czuję, że to wygram.
Na dany znak zaprzęgi ruszyły. Już na pierwszym wirażu osiemnastka traciła trzy długości. Po trzecim okrążeniu jego zaprzęg był właśnie dublowany. Co gorsza pies wydawał się słabnąć z sekundy na sekundę. Facet się spocił. Nie wytrzymał. Podbiegł do zaprzęgu i krzyczy do psa:
- No co jest? Miałeś wygrać! Co się dzieje?
- No, cholera, nie wiem. - odsapnął pies.
- Postaw na mnie ... Postaw na mnie ...
John obejrzał się zdziwiony i zobaczył, że mówi do niego pies. Pieseczek należałoby powiedzieć. Mały, chudy, drobny.
- Oszalałeś! - odpowiedział John. - Przecież ty nie masz szans! Zobacz jak ty wyglądasz. Malutki piesek, zero krzepy. Przecież tu biegają takie Hasky, że ty musiałbyś biec bez zaprzęgu aby ewentualnie wygrać.
- Postaw na mnie. - powtórzył piesek. - Mam przeczucie, że wygram.
Facet był zdezorientowany. Przecież zdarzały się już takie niespodzianki.
- Przemyślę to. - odpowiedział pieskowi i poszedł dalej.
Krążył po placyku, ale myśl o psie nie dawała mu spokoju. Wreszcie zdecydował się. Poszedł do budy, poprosił o kupon na 18 (taki numer miał piesek) i postawił 5 dolarów. Zajrzał do boksu psa.
- Postawiłeś? - zapytał pies. - Ile postawiłeś?
- Postawiłem pięć dolarów.
- Oszalałeś? Postaw wszystko, taka okazja ...
- Mam tylko pięćdziesiąt dolarów.
- Zastaw wszystko, co masz. Powóz, konia, dom, tartak, wszystko sprzedaj w kantorze i postaw wszystko, taka okazja ...
Facet się zawahał. Długo jeszcze krążył po placyku. W końcu poszedł do kantoru, sprzedał wszystko i dostał całe dwanaście tysięcy pięćset dolarów płatne gotówką. Postawił to na kupon na osiemnastkę i czeka. Przed samym wyścigiem pies uspokaja go jeszcze:
- Bądź dobrej myśli, czuję, że to wygram.
Na dany znak zaprzęgi ruszyły. Już na pierwszym wirażu osiemnastka traciła trzy długości. Po trzecim okrążeniu jego zaprzęg był właśnie dublowany. Co gorsza pies wydawał się słabnąć z sekundy na sekundę. Facet się spocił. Nie wytrzymał. Podbiegł do zaprzęgu i krzyczy do psa:
- No co jest? Miałeś wygrać! Co się dzieje?
- No, cholera, nie wiem. - odsapnął pies.
25
Dowcip #15842. Jest rok 1862. Miasteczko Livengood nad rzeką Jukon na Alasce. w kategorii: „Humor o psie”.
Do sklepu z odzieżą przychodzi niewidomy z psem przewodnikiem. Staje na środku sklepu, łapie psa za ogon i zaczyna nim wymachiwać dookoła głowy. Zdziwiony sprzedawca podchodzi do niewidomego i pyta:
- Może panu w czymś pomóc?
- Nie dziękuję, tylko się rozglądam.
- Może panu w czymś pomóc?
- Nie dziękuję, tylko się rozglądam.
410
Dowcip #7373. Do sklepu z odzieżą przychodzi niewidomy z psem przewodnikiem. w kategorii: „Śmieszne żarty o psie”.
Na pocztę wchodzi pies . Bierze formularz i dokładnie go wypełnia: ” Hau, hau hau, hau, hau hau...Hau”
- To tylko osiem słów - mówi pracownik poczty - Za tę samą cenę może pan dodać jeszcze dwa,,hau” .
- Co pan mówi? Przecież wtedy nie będzie miało żadnego sensu!
- To tylko osiem słów - mówi pracownik poczty - Za tę samą cenę może pan dodać jeszcze dwa,,hau” .
- Co pan mówi? Przecież wtedy nie będzie miało żadnego sensu!
610
Dowcip #9007. Na pocztę wchodzi pies . w kategorii: „Humor o psach”.
Na spacerze z psami spotyka się dwóch gości. Jeden ma dobermana, a drugi ratlerka. Postanowili pójść do pobliskiego lokalu na kawę. Facet z dobermanem stwierdza:
- Ale tam jest napis, że nie można wchodzić z psami.
- Założymy czarne okulary i będziemy udawać niewidomych z psami przewodnikami.
Tak też zrobili. Do stolika, przy którym usiedli podchodzi do kelner i zwraca się do właściciela dobermana:
- Przykro mi proszę pana, ale do naszego lokalu nie wolno wprowadzać psów.
- Ale to mój pies przewodnik!
- Przecież dobermany nie są psami przewodnikami!
- Jak to nie? Są świetnymi przewodnikami! Są świetnie ułożone i zapewniają bezpieczeństwo.
- Dobrze, przepraszam, nie wiedziałem. - wycofuje się kelner i nagle zauważa drugiego psa.
- Proszę pana, tu nie wolno wprowadzać psów!
- Ale to jest mój pies przewodnik!
- O nie. Mogę uwierzyć w dobermana jako psa przewodnika, ale w ratlerka nie uwierzę!
- Co? Dali mi ratlerka?
- Ale tam jest napis, że nie można wchodzić z psami.
- Założymy czarne okulary i będziemy udawać niewidomych z psami przewodnikami.
Tak też zrobili. Do stolika, przy którym usiedli podchodzi do kelner i zwraca się do właściciela dobermana:
- Przykro mi proszę pana, ale do naszego lokalu nie wolno wprowadzać psów.
- Ale to mój pies przewodnik!
- Przecież dobermany nie są psami przewodnikami!
- Jak to nie? Są świetnymi przewodnikami! Są świetnie ułożone i zapewniają bezpieczeństwo.
- Dobrze, przepraszam, nie wiedziałem. - wycofuje się kelner i nagle zauważa drugiego psa.
- Proszę pana, tu nie wolno wprowadzać psów!
- Ale to jest mój pies przewodnik!
- O nie. Mogę uwierzyć w dobermana jako psa przewodnika, ale w ratlerka nie uwierzę!
- Co? Dali mi ratlerka?
210
Dowcip #9416. Na spacerze z psami spotyka się dwóch gości. w kategorii: „Kawały o psie”.
Do pubu wchodzi anemiczny, nieśmiały i na dodatek niziutki facecik. Rozgląda się niepewnym wzrokiem po obecnych, przełyka kilkakrotnie nerwowo, wreszcie podnosi nieco głos i grzecznie pyta:
- Przepraszam panów, czyj to doberman jest uwiązany przed pubem?
W odpowiedzi odwraca się znad baru zarośnięty osiłek, z wytatuowanymi ramionami, w skórzanej katanie nabijanej ćwiekami.
- To mój pies, o co chodzi?
Widząc osiłka, facecik zmalał w oczach i długo nie mógł wykrztusić słowa, nogi ugięły się pod nim, wreszcie wyrzucił z siebie:
- Zdaje się, że mój ratlerek właśnie zabił pana pieska.
Kafar znad baru wybałuszył oczy z niedowierzaniem.
- Facet, co ty mi chcesz powiedzieć, że twój ratlerek załatwił mojego dobermana? A co on mógł mu takiego zrobić?
- Stanął mu w gardle!
- Przepraszam panów, czyj to doberman jest uwiązany przed pubem?
W odpowiedzi odwraca się znad baru zarośnięty osiłek, z wytatuowanymi ramionami, w skórzanej katanie nabijanej ćwiekami.
- To mój pies, o co chodzi?
Widząc osiłka, facecik zmalał w oczach i długo nie mógł wykrztusić słowa, nogi ugięły się pod nim, wreszcie wyrzucił z siebie:
- Zdaje się, że mój ratlerek właśnie zabił pana pieska.
Kafar znad baru wybałuszył oczy z niedowierzaniem.
- Facet, co ty mi chcesz powiedzieć, że twój ratlerek załatwił mojego dobermana? A co on mógł mu takiego zrobić?
- Stanął mu w gardle!
48
Dowcip #9428. Do pubu wchodzi anemiczny, nieśmiały i na dodatek niziutki facecik. w kategorii: „Śmieszne kawały o psach”.
W autobusie jedzie ładna panienka, na kolanach trzyma rasowego pieska. Stojący obok facet zagaja:
- Chciałbym być na miejscu tego pudelka.
- Nie sądzę... jadę do weterynarza przyciąć mu ogonek.
- Chciałbym być na miejscu tego pudelka.
- Nie sądzę... jadę do weterynarza przyciąć mu ogonek.
26