
Dowcipy o pieniądzach
Kilku złodziejaszków włamuje się w nocy do siedziby rady adwokackiej. W budynku jednak odbywała się akurat narada adwokatów i ci pobili intruzów.
- No, ale nie jest źle. - mówi później jeden ze złodziei. - Mamy dwadzieścia pięć dolarów.
- Idioto! - wrzasnął herszt bandy. - Mówiłem ci, żebyśmy trzymali się z dala od prawników. Przed włamaniem mieliśmy całą stówę.
- No, ale nie jest źle. - mówi później jeden ze złodziei. - Mamy dwadzieścia pięć dolarów.
- Idioto! - wrzasnął herszt bandy. - Mówiłem ci, żebyśmy trzymali się z dala od prawników. Przed włamaniem mieliśmy całą stówę.
25
Dowcip #9551. Kilku złodziejaszków włamuje się w nocy do siedziby rady adwokackiej. w kategorii: „Śmieszne kawały o pieniądzach”.
Idą dwie kury ulicą i nagle na jednej z wystaw widzą jajka. Większe kosztują pięćdziesiąt groszy, mniejsze czterdzieści groszy. Jedna z nich pręży się dumnie i mówi:
- Te droższe, to na pewno moje. Na co druga odpowiada:
- A moje są te tańsze, nie będę sobie za dziesięć groszy tyłka rozrywać!
- Te droższe, to na pewno moje. Na co druga odpowiada:
- A moje są te tańsze, nie będę sobie za dziesięć groszy tyłka rozrywać!
49
Dowcip #9676. Idą dwie kury ulicą i nagle na jednej z wystaw widzą jajka. w kategorii: „Kawały o pieniądzach”.

Rosyjski kosmonauta podczas lotu wokół Ziemi stracił oko. Po powrocie na Ziemię otrzymał z firmy ubezpieczeniowej pięć tysięcy rubli i kupił sobie za nie radio. Siedzi sobie w fotelu, słuchając radia, nagle mówi do żony:
- Irina, muszę jeszcze raz polecieć w Kosmos.
- Po co?
- Jeśli stracę drugie oko, kupimy sobie telewizor!
- Irina, muszę jeszcze raz polecieć w Kosmos.
- Po co?
- Jeśli stracę drugie oko, kupimy sobie telewizor!
56
Dowcip #9755. Rosyjski kosmonauta podczas lotu wokół Ziemi stracił oko. w kategorii: „Dowcipy o pieniądzach”.
Przychodzi Putin do wróżki i pyta co jego i Rosję czeka w 2015 roku. A wróżka na to, że będzie wojna z Polską.
- Nudy, nudy. - odpowiada Putin.
- To Ty mi więc lepiej powiedz po ile będzie w grudniu euro w Moskwie?
- A po pięć złotych. - odpowiada wróżka.
- Nudy, nudy. - odpowiada Putin.
- To Ty mi więc lepiej powiedz po ile będzie w grudniu euro w Moskwie?
- A po pięć złotych. - odpowiada wróżka.
944
Dowcip #10349. Przychodzi Putin do wróżki i pyta co jego i Rosję czeka w 2015 roku. w kategorii: „Dowcipy o pieniądzach”.

Jasiu dostał od taty 10 zł i poszedł do kiosku po zabawkę. Nagle zaczął płakać, policjant pyta go:
- Co się stało?
- Zgubiłem 10 złotych.
Policjant dał mu ze swoich ale Jasiu nadal płacze:
- A dlaczego tym razem płaczesz? - pyta policjant.
- Bo gdybym nie zgubił tamtych pieniędzy miałbym 20 złotych.
- Co się stało?
- Zgubiłem 10 złotych.
Policjant dał mu ze swoich ale Jasiu nadal płacze:
- A dlaczego tym razem płaczesz? - pyta policjant.
- Bo gdybym nie zgubił tamtych pieniędzy miałbym 20 złotych.
29
Dowcip #11517. Jasiu dostał od taty 10 zł i poszedł do kiosku po zabawkę. w kategorii: „Humor o pieniądzach”.
Antek i Francek poszli roz do restauracji. Zjedli, wypili i wyszli. Jak byli już na dworze, Antek pyto Francka:
- Ty, czyś ty zgłupioł? Po jakiemu dołeś portierowi aż sto złotych?
- A czys ty widzioł jaki on mi doł płaszcz?
- Ty, czyś ty zgłupioł? Po jakiemu dołeś portierowi aż sto złotych?
- A czys ty widzioł jaki on mi doł płaszcz?
618
Dowcip #2982. Antek i Francek poszli roz do restauracji. Zjedli, wypili i wyszli. w kategorii: „Śmieszne kawały o pieniądzach”.

Czterech emerytów pojechało na wakacje do Gdyni. Spacerują po mieście, nagle patrzą: knajpa i napis: ”Wszystkie drinki po dziesięć groszy”. Zszokowani tą informacją, wchodzą do środka. Knajpka milutka, czyściutko, dużo miejsca, sporo ludzi. Od progu słyszą głos sympatycznego barmana:
- Witam panowie! Proszę, tutaj jest miejsce. Cóż wam nalać?
- Prosimy cztery kieliszki martini.
- Już podaję .. Proszę, czterdzieści groszy.
Panowie spojrzeli po sobie, zapłacili, wypili, zamówili kolejną kolejkę. Znowu zapłacili czterdzieści groszy. Zamówili jeszcze po jednym martini i znów czterdzieści groszy. W końcu jeden nie wytrzymał i pyta barmana:
- Niech pan nam wytłumaczy, czemu tu jest tak tanio?
- Wie pan ... Sprawa wygląda tak. Przez lata byłem marynarzem, ale zawsze marzyłem aby mieć swoją knajpkę. Gdy wygrałem na loterii dwadzieścia pięć milionów dolarów, wróciłem do Polski, kupiłem lokal i ponieważ lubię ludzi, postanowiłem sprzedawać tu tanie drinki. Mając tyle pieniędzy nie muszę zarabiać. Robię to co lubię, poznając przy okazji wiele ciekawych osób.
Jeden z emerytów jest zachwycony:
- Co za wspaniała historia! A proszę mi powiedzieć, czemu tamci trzej w kącie siedzą tu od czterdziestu minut, ale nic nie zamawiają?
- Aaa, ci. Przyjechali z Poznania i teraz czekają, bo od osiemnastej wszystko będzie o pięćdziesiąt procent taniej.
- Witam panowie! Proszę, tutaj jest miejsce. Cóż wam nalać?
- Prosimy cztery kieliszki martini.
- Już podaję .. Proszę, czterdzieści groszy.
Panowie spojrzeli po sobie, zapłacili, wypili, zamówili kolejną kolejkę. Znowu zapłacili czterdzieści groszy. Zamówili jeszcze po jednym martini i znów czterdzieści groszy. W końcu jeden nie wytrzymał i pyta barmana:
- Niech pan nam wytłumaczy, czemu tu jest tak tanio?
- Wie pan ... Sprawa wygląda tak. Przez lata byłem marynarzem, ale zawsze marzyłem aby mieć swoją knajpkę. Gdy wygrałem na loterii dwadzieścia pięć milionów dolarów, wróciłem do Polski, kupiłem lokal i ponieważ lubię ludzi, postanowiłem sprzedawać tu tanie drinki. Mając tyle pieniędzy nie muszę zarabiać. Robię to co lubię, poznając przy okazji wiele ciekawych osób.
Jeden z emerytów jest zachwycony:
- Co za wspaniała historia! A proszę mi powiedzieć, czemu tamci trzej w kącie siedzą tu od czterdziestu minut, ale nic nie zamawiają?
- Aaa, ci. Przyjechali z Poznania i teraz czekają, bo od osiemnastej wszystko będzie o pięćdziesiąt procent taniej.
111
Dowcip #3194. Czterech emerytów pojechało na wakacje do Gdyni. w kategorii: „Śmieszne żarty o pieniądzach”.
Narzeczony przyprowadza swoją wybrankę do Kościoła. Pyta się proboszcza, ile będzie kosztował ślub.
- Ile pan uzna za stosowne, mając na uwadze wartość osiągniętego szczęścia.
Pan młody popatrzył na narzeczoną, która nie była niestety piękna, westchnął i dał księdzu 50zł.
Ksiądz przyjrzał się jej uważnie, poklepał pana młodego po ramieniu i wydał mu resztę.
- Ile pan uzna za stosowne, mając na uwadze wartość osiągniętego szczęścia.
Pan młody popatrzył na narzeczoną, która nie była niestety piękna, westchnął i dał księdzu 50zł.
Ksiądz przyjrzał się jej uważnie, poklepał pana młodego po ramieniu i wydał mu resztę.
29
Dowcip #3788. Narzeczony przyprowadza swoją wybrankę do Kościoła. w kategorii: „Humor o pieniądzach”.

Achmatow zorganizował spółdzielnię. Od razu wszyscy pracownicy zaczęli lepiej zarabiać. Wzbudziło to zrozumiałe podejrzenia odpowiednich urzędów. Po pewnym czasie przyszło zawiadomienie, że musi zapłacić 7456 rubli i 45 kopiejek podatku. Achmatow uczynił to natychmiast bez upominania się o zniżkę ani odroczenie. Zapewne władzom wydało się to podejrzane, bo niewiele wody w Wołdze upłynęło, kiedy Achmatow otrzymał zawiadomienie, że musi koniecznie dopłacić 14529 rubli. Nazajutrz Achmatow wpłacił wszystko, co do kopiejki. Kolejny podatek w wysokości 43789 rubli i 50 kopiejek uiścił w ciągu trzech dni, ale w terminie!
Kiedy jednak na rachunku Achmatowa pojawiła się okrągła suma 100000 rubli, przyszedł do urzędu z walizką.
- Ja już nie mam sił, radźcie sobie sami - powiedział wyjmując z walizki ręczną maszynkę drukarską.
Kiedy jednak na rachunku Achmatowa pojawiła się okrągła suma 100000 rubli, przyszedł do urzędu z walizką.
- Ja już nie mam sił, radźcie sobie sami - powiedział wyjmując z walizki ręczną maszynkę drukarską.
27
Dowcip #4395. Achmatow zorganizował spółdzielnię. w kategorii: „Kawały o pieniądzach”.
- Halo? Poproszę panią zamiejscowa, Lubartów 33... Czi co? Nie: czy? pytajne tylko: czy? wzięte liczebniczo... Taa, mój numer 333 ... Już jest połączenie? Dziękuję ślicznie...
Halo? Halo? HALO? - Halooo...
- Kuba?
- Kto mówi?
- Ale czy Kuba?
- Ale kto mówi?
- Jeżeli nie Kuba, moje nazwisko panu nic nie powie ... Kuba?
- Jaki Kuba?
- Goldberg.
- A jeżeli Kuba, to kto mówi?
- Rappaport!
- BENIEK?
- Tak!
- Tu Kuba.
- Goldberg?
- Tak. Co jest?
- Jest interes do zrobienia.
- Interes? Ile można stracić?
- Co się mnie pytasz ile można stracić! Się mnie natychmiast zapytujesz ile można zarobić!
- Ile się zarobi, to się zarobi. Ja się pytam: ile trzeba mieć żeby ryzykować w razie, że się straci?
- Niewiele ... Dwa, trzy tysiące masz?
- Mam mieć. Co jest?
- Jest tak: Friedmann ma weksel Szapira z żyrem Glassa, rewindykator jest Barmsztajn ... On daje dwadzieścia procent, franko loco towar jest u Lutmana, tylko ten towar jest zajęty przez Honigmanna z powodu weksel Reuberga. Za ten weksel Reuberga można dostać gwarancję od jego teścia Rozencwajga, tylko on jest przepisany na Rozencwajgową, a Rozencwajgowa jest chora.
- A co jej jest?
- Co by i nie było, to my dziedziczymy dwadzieścia procent, tylko Lutmann musi mieć pewność, że Honigmann go wypuści, oczywiście, jeżeli Rozencwajgowa jeszcze dziś się przeniesie na łono Abrahama, to Malwina Fajnsztajn nie ma nic przeciwko, tylko Lipszyc musi mieć pięćset dolary.
- Cooo?
- Nie gotówką, tylko połowę, na resztę zwolnienie od protestu. Jasne?
- Oczywiście, że rozumiem.
- No!
- Tylko skąd pewność, że Rozencwajgowa by wyzionęła ducha?
- W tym właśnie sęk.
- Co?
- Sęk!
- Kto?
- Sęk!
- Nic nie rozumiem.
- Deska, w środku sęk!
- Jaka deska?
- Drzewo. Deska drewniana, w środku sęk.
- Kto ma drzewo? Lutmann?
- Jaki Lutmann? Lutmann ma manufakturę, a drzewo jest z lasu. Się ścina, się rżnie na deski, jest deska, jest sęk.
- A gdzie jest ten las?
- Jaki las?
- No, że wspominałeś.
- Co ciebie obchodzi nagle? W puszczy Białowieszczańskiej jest las! Rosną stuletnie drzewa, się ścina, się rżnie, jest deska, jest sęk.
- A kto ma ten las?
- Kuba, o co ci idzie? Nikt!
- To można kupić?
- Tę manufakturę?
- Nie, ten tartak.
- Jaki tartak, do cholery?
- No ten co sam mówiłeś, że się ścina i się rżnie.
- Kuba, odczep się, chodzi o to czy Rozencwajgowa wytrzyma do licytacji!
- A ona sprzeda?
- Co?!
- Ten tartak.
- Kuba, przecież ... Jaki tartak do cholery?!
- No, że się ścina i się rżnie.
- Kuba! Że mnie co podkusiło powiedzieć ten ”sęk” ... Kuba, ja cofam ten sęk. Ja cofam wszystkie sęki na świecie!
- Co?
- Sęk.
- Który?
- Co pisze w Kurierze Warszawskim tych sztychów. To ja go cofam.
- W Kurierze Warszawskim? To było ogłoszenie?
- Jakie ogłoszenie?
- No, że on sprzedaje.
- Kto?
- No ten, co pisze, że parceluje ten las. Słuchaj, tylko ten tartak to ja bym zatrzymał dla siebie.
- Kuba... Po co tobie ten tartak? Zleź z tego tartaka!
- No wiesz, Rappaport, że ja ciebie nie rozumiem. Ty budzisz mnie w nocy. Pół godziny namawiasz mnie, żebym kupił las. A teraz odmawiasz mnie od tego tartaka. To co to jest za interes?
- Kuba.
- Zaraz, chwileczkę, spokój! Owszem, dajmy na to, ja daję dwa tysiące na las. To kto inny będzie miał tartak, tak? Będzie mnie dyktował ceny? Będę jemu dawał zarabiać na rżnięcie? To gdzie jest Logika? To wolę kupić ten tartak! Mam rację?
- Teoretycznie tak ... Tylko, że mnie coś podkusiło. Staropolszczyzny się mnie zachciało. Sęk, sęk, równie dobrze mogłem powiedzieć ”tu leży pies pochowany”.
- Pies?
- Pies!
- Piesek! Jaka rasa?
- Szlag mnie trafi.
- Słuchaj, Rozencwajgowa ma na sprzedaż psa? Czy to jest może łyżew? Wiesz, ja bym chętnie kupił, bo Hipek bardzo chce mieć łyżwa. No, ostatecznie może być sweter. Albo bulgot? Albo taki mały, biały dupelek... Słuchaj, tylko broń Boże jajnik! A to jest jaka rasa?
- Jaka rasa? Nordycka! Psiakrew, odczep się od tego zwierzęcia, nieszczęście ty moje!
- Słuchaj, Beniek, dwa tysiące za psa? Ja mogę dać trzydzieści złotych. Duży piesek?
- Olbrzymie!
Słyszy telefonistkę:
- Złociutka, to nie do pani!
- Znaczy, co?
- Chwileczkę, Kuba, ta rozmowa za chwilę będzie kosztowała czterdzieści dwa złote.
- No co to znaczy czterdzieści dwa złote, jak się kupuje i las, i tartak, i psa.
- Wiesz co ja ci powiem? Ty weź sobie ten las za darmo.
- A tartak?
- A Tar... A tartak, to ty sobie weź tyż za darmo.
- A pies?
- A pies? A pies ci mordę lizał!
Halo? Halo? HALO? - Halooo...
- Kuba?
- Kto mówi?
- Ale czy Kuba?
- Ale kto mówi?
- Jeżeli nie Kuba, moje nazwisko panu nic nie powie ... Kuba?
- Jaki Kuba?
- Goldberg.
- A jeżeli Kuba, to kto mówi?
- Rappaport!
- BENIEK?
- Tak!
- Tu Kuba.
- Goldberg?
- Tak. Co jest?
- Jest interes do zrobienia.
- Interes? Ile można stracić?
- Co się mnie pytasz ile można stracić! Się mnie natychmiast zapytujesz ile można zarobić!
- Ile się zarobi, to się zarobi. Ja się pytam: ile trzeba mieć żeby ryzykować w razie, że się straci?
- Niewiele ... Dwa, trzy tysiące masz?
- Mam mieć. Co jest?
- Jest tak: Friedmann ma weksel Szapira z żyrem Glassa, rewindykator jest Barmsztajn ... On daje dwadzieścia procent, franko loco towar jest u Lutmana, tylko ten towar jest zajęty przez Honigmanna z powodu weksel Reuberga. Za ten weksel Reuberga można dostać gwarancję od jego teścia Rozencwajga, tylko on jest przepisany na Rozencwajgową, a Rozencwajgowa jest chora.
- A co jej jest?
- Co by i nie było, to my dziedziczymy dwadzieścia procent, tylko Lutmann musi mieć pewność, że Honigmann go wypuści, oczywiście, jeżeli Rozencwajgowa jeszcze dziś się przeniesie na łono Abrahama, to Malwina Fajnsztajn nie ma nic przeciwko, tylko Lipszyc musi mieć pięćset dolary.
- Cooo?
- Nie gotówką, tylko połowę, na resztę zwolnienie od protestu. Jasne?
- Oczywiście, że rozumiem.
- No!
- Tylko skąd pewność, że Rozencwajgowa by wyzionęła ducha?
- W tym właśnie sęk.
- Co?
- Sęk!
- Kto?
- Sęk!
- Nic nie rozumiem.
- Deska, w środku sęk!
- Jaka deska?
- Drzewo. Deska drewniana, w środku sęk.
- Kto ma drzewo? Lutmann?
- Jaki Lutmann? Lutmann ma manufakturę, a drzewo jest z lasu. Się ścina, się rżnie na deski, jest deska, jest sęk.
- A gdzie jest ten las?
- Jaki las?
- No, że wspominałeś.
- Co ciebie obchodzi nagle? W puszczy Białowieszczańskiej jest las! Rosną stuletnie drzewa, się ścina, się rżnie, jest deska, jest sęk.
- A kto ma ten las?
- Kuba, o co ci idzie? Nikt!
- To można kupić?
- Tę manufakturę?
- Nie, ten tartak.
- Jaki tartak, do cholery?
- No ten co sam mówiłeś, że się ścina i się rżnie.
- Kuba, odczep się, chodzi o to czy Rozencwajgowa wytrzyma do licytacji!
- A ona sprzeda?
- Co?!
- Ten tartak.
- Kuba, przecież ... Jaki tartak do cholery?!
- No, że się ścina i się rżnie.
- Kuba! Że mnie co podkusiło powiedzieć ten ”sęk” ... Kuba, ja cofam ten sęk. Ja cofam wszystkie sęki na świecie!
- Co?
- Sęk.
- Który?
- Co pisze w Kurierze Warszawskim tych sztychów. To ja go cofam.
- W Kurierze Warszawskim? To było ogłoszenie?
- Jakie ogłoszenie?
- No, że on sprzedaje.
- Kto?
- No ten, co pisze, że parceluje ten las. Słuchaj, tylko ten tartak to ja bym zatrzymał dla siebie.
- Kuba... Po co tobie ten tartak? Zleź z tego tartaka!
- No wiesz, Rappaport, że ja ciebie nie rozumiem. Ty budzisz mnie w nocy. Pół godziny namawiasz mnie, żebym kupił las. A teraz odmawiasz mnie od tego tartaka. To co to jest za interes?
- Kuba.
- Zaraz, chwileczkę, spokój! Owszem, dajmy na to, ja daję dwa tysiące na las. To kto inny będzie miał tartak, tak? Będzie mnie dyktował ceny? Będę jemu dawał zarabiać na rżnięcie? To gdzie jest Logika? To wolę kupić ten tartak! Mam rację?
- Teoretycznie tak ... Tylko, że mnie coś podkusiło. Staropolszczyzny się mnie zachciało. Sęk, sęk, równie dobrze mogłem powiedzieć ”tu leży pies pochowany”.
- Pies?
- Pies!
- Piesek! Jaka rasa?
- Szlag mnie trafi.
- Słuchaj, Rozencwajgowa ma na sprzedaż psa? Czy to jest może łyżew? Wiesz, ja bym chętnie kupił, bo Hipek bardzo chce mieć łyżwa. No, ostatecznie może być sweter. Albo bulgot? Albo taki mały, biały dupelek... Słuchaj, tylko broń Boże jajnik! A to jest jaka rasa?
- Jaka rasa? Nordycka! Psiakrew, odczep się od tego zwierzęcia, nieszczęście ty moje!
- Słuchaj, Beniek, dwa tysiące za psa? Ja mogę dać trzydzieści złotych. Duży piesek?
- Olbrzymie!
Słyszy telefonistkę:
- Złociutka, to nie do pani!
- Znaczy, co?
- Chwileczkę, Kuba, ta rozmowa za chwilę będzie kosztowała czterdzieści dwa złote.
- No co to znaczy czterdzieści dwa złote, jak się kupuje i las, i tartak, i psa.
- Wiesz co ja ci powiem? Ty weź sobie ten las za darmo.
- A tartak?
- A Tar... A tartak, to ty sobie weź tyż za darmo.
- A pies?
- A pies? A pies ci mordę lizał!
39
Dowcip #4445. - Halo? Poproszę panią zamiejscowa, Lubartów 33... Czi co? Nie: czy? w kategorii: „Śmieszne żarty o pieniądzach”.
