LogowanieRejestracja
Dowcip.NET
KategorieLosujDodaj

Dowcipy o imprezie


Synek do mamy:
- Mamo, mogę iść na imprezę?
- A będzie tam alkohol?
- Oczywiście, że nie!
- No to po co tam idziesz?
016

Dowcip #26405. Synek do mamy w kategorii: „Żarty o imprezie”.

Czarnoskóry chłopiec pyta matkę:
- Mamo, czemu Ty jesteś biała, tata jest biały i wszyscy w rodzinie są biali, a ja jestem czarny?
- Ciesz się, że nie szczekasz, taka była impreza.
1518

Dowcip #26090. Czarnoskóry chłopiec pyta matkę w kategorii: „Kawały o imprezie”.

Rozmowa dresiarzy:
- Podchodzi do mnie Laska i pyta, czy nie zatańczyłbym z nią.
- I co zrobiłeś?
- Jak to co? To co umiem najlepiej, pociągnąłem jej z bani!
74

Dowcip #23224. Rozmowa dresiarzy w kategorii: „Żarty o imprezie”.

Pewna panna z dobrego domu, dostawszy się w złe towarzystwo, stwierdziła z przerażeniem, że oto ziściły się najgorsze przeczucia jej cnotliwej mamy. Zawsze ostrzegała przed nieopatrznym zaplątaniem się w podobne afery. I oto ci zwyrodnialcy rozsiedli się po kątach, chleli absynt, zażywali narkotyki i grali z obłędem w oczach w ruletkę na rozbieranego i w pokera. O świcie cnotliwa panna nie wytrzymała:
- Co jest, do jasnej cholery! Mieli gwałcić i nie gwałcą?!
37

Dowcip #22140. Pewna panna z dobrego domu, dostawszy się w złe towarzystwo w kategorii: „Śmieszne dowcipy o imprezie”.

Przed bitwą pod Grunwaldem spotykają się obie armie. Zadowoleni z tego, że się wzajemnie odnaleźli urządzają imprezkę. W krzyżackim obozie wszyscy pijani, klina klinem popychają, sytuacja trwa kilka dni. Pewnego poranka budzi się Wielki Mistrz Ulryk von Jungingen i odbierając podawaną mu flaszkę, pyta sługi:
- Co to my dzisiaj mamy?
- Dzisiaj ma być bitwa, Wielki Mistrzu.
- O cholera. - powiedział skacowany Mistrz przecierając twarz.
Gdy już po paru głębszych Mistrz zaczął kontaktować, doszedł do wniosku, że zamiast wymordowywać się wzajemnie można by wystawić do walki po jednym rycerzu z obu stron i wygra ta strona, której rycerz zwycięży. Nie będzie musiało tylu ginąć. Jak pomyślał tak zrobił. Wysłali więc kolesia z dwoma mieczami z poselstwem do Polaków. A tam balanga na całego! Trzeba znaleźć Jagiełłę! Po pewnym czasie odnaleźli go w końcu pijanego w stogu siana. Przystał na wszystko, co mu powiedzieli. Teraz trzeba wybrać odważnego do walki. Krzyżacy nie mieli z tym większego problemu - wybrali oczywiście Zygfryda de Loewe, najmężniejszego z mężnych. Był to rycerz z drewna nie strugany. Teraz trzeba znaleźć dla niego konia. Niestety, jakiego by nie przyprowadzili, to albo się załamywał albo Zygfryd kolanami o ziemie szorował. Sytuacja beznadziejna. Na szczęście Wielki Mistrz miał znajomości u Hannibala.
- Masz tu ode mnie tego słonio- konia. Na pewno będzie dobry.
Rzeczywiście, teraz to Zygfryd nawet stopami ziemi nie dotykał. Kolejny problem to miecz: szukają i szukają, ale żaden nie jest dobry. Największy miecz jaki znaleźli w całych Prusach to Zygfryd w trzech palcach trzymał! To przecież bez sensu! Poszli więc do kowala, aby wykuł odpowiednie oręże. Kowal wykuł najpotężniejszy miecz jaki istniał siedmiometrowy! Zygfryd zważył go w ręku, jak machnął, to za jednym zamachem ściął czternaście dębów!
- No, tym to mogę walczyć!
Pozostała jeszcze zbroja. Jakiej by nie znaleźli to albo za mała, albo jakaś taka lekka. Ostatecznie stary znajomy kowal wykuł odpowiednią zbroję dla Zygfryda. Płytówka - pasowała jak ulał, zdobiona złotem i nader wszystko wytrzymała. Zygfryd był gotowy do walki. Tymczasem w obozie Polaków ten sam problem. Jagiełło szuka ochotnika, ale nikt się nie zgłasza. Król postanawia wziąć ich sposobem - polewa dodatkową porcję miodu (wiele razy). Niestety, nawet totalnie najebani nie chcą walczyć. Jagiełło poszedł do starego druha - Zawiszy Czarnego. Niestety, ten nie był skory do opuszczania domu.
- Ubrudzę się tylko, jeszcze może mi się coś stać... Daj mi spokój!
Kolejny był Maćko z Bogdańca, ale ten również nie był chętny.
- Tu Jagienka na mnie czeka, a ja się będę gdzieś po jakiś polach bitwy chędożył? Nie ma mowy!
Następny Jurand - beznadzieja. Załamany Król wziął sznur i poszedł do lasu się powiesić. Idzie i nagle widzi: jakiś kurdupel - metr dwadzieścia - konus taki, ubrany w marną skórzaną kurteczkę, z zardzewiałą szabelką u pasa, opiera się o drzewo i napruty jak worek spawa. U Króla pojawiła się iskierka nadziei, takie małe światełko w tunelu. Podchodzi i pyta, czy ten się zgodzi na walkę.
- No pewnie! - odpowiedział napierdolony totalnie głos. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
Teraz trzeba go wyposażyć. I tu problem. Jakiego konia by nie znaleźli, to dla małego Polaczka olbrzym. Nie utrzymałby go nawet. Olali sprawę. Teraz miecz. Niestety, nawet najmniejszego nie był w stanie unieść. Wyluzowali.
Jeszcze zbroja. Ale jakiej by nie przynieśli, to dla naszego bohatera jak dom wielka popijawy by mógł w środku urządzać. Dali se siana. Zostawili mu tylko to co miał, cienką skórę i przerdzewiałą szabelkę. Na koniec poprosili tylko o jedno:
- Po wszystkim możesz robić co chcesz, ale w dzień bitwy, na Boga, przyjdź trzeźwy!
Słonce wzeszło, obie armie stoją naprzeciwko siebie. Z szeregu krzyżackiego wyłania się wspaniały rycerz. Ale gdzie Polak? Szukają go i szukają. W końcu znaleźli oczywiście napierdolony jak dzwonek. Mimo to tanio skóry nie sprzedamy. Cucą go i wypychają. Na ugiętych nogach, zataczając się wychodzi na pole bitwy. Naprzeciw niemu wielki Zygfryd de Loewe w błyszczącej złotem zbroi, z mieczem, na potężnym słonio- koniu. Spina wierzchowca i rusza do ataku. Pędzi z ogromną prędkością, ziemia drży pod kopytami słonio- konia, drugie słonce błyszczy na złotej piersi Zygfryda.
Jagiełło wytrzeźwiał natychmiast i pojął co zrobił.
- Przecież on zaraz zmiażdży naszego i wpadnie w nas, rozniesie nas w puch. Jesteśmy już martwi! - pomyślał zasłaniając twarz.
- W nogi, w nogi! - krzyczy Król i wszyscy spierdalają gdzie popadnie.
Zygfryd de Loewe na swym słonio- koniu wpada na kurdupla Polaka - huk, trzask, uniósł się tylko kurz i dym ... Wielki Mistrz podjeżdża na miejsce potyczki,aby pogratulować swojemu zwycięstwa. Kurz opada, a tu straszny widok: słonio- koń leży z obciętymi nogami, paręnaście metrów dalej Zygfryd, a Polak stoi niewzruszony opierając się o szablę i mówi:
- Gdyby nie było ”w nogi”, to bym Cię zabił.
519

Dowcip #28856. Przed bitwą pod Grunwaldem spotykają się obie armie. w kategorii: „Śmieszne żarty o imprezie”.

Wczoraj wybrałam się na imprezę z moimi koleżankami. Powiedziałam mojemu mężowi, że wrócę o północy.
- Obiecuję Ci kochanie, nie wrócę ani minuty później. - powiedziałam i wybyłam.
Ale impreza była cudowna! Drinki, balety, znów drinki, znów balety i jeszcze więcej drinków. Było tak fajnie, że zapomniałam o godzinie.
Kiedy wróciłam do domu była trzecia nad ranem. Wchodzę do domu, po cichutku otwierając drzwi, a tu słyszę tą wściekłą kukułkę w zegarze jak zakukała trzy razy. Kiedy się zorientowałam, że mój mąż się obudzi przy tym kukaniu, dokończyłam sama kukać jeszcze dziewięć razy. Byłam z siebie bardzo dumna i zadowolona, że chociaż pijana w cztery dupy, nagle taki dobry pomysł przyszedł mi do głowy, po prostu uniknęłam awantury z mężem. Szybciutko położyłam się do łóżka, myśląc, jaka to ja jestem inteligenta! Rano, podczas śniadania, mąż zapytał, o której wróciłam z imprezy, więc mu powiedziałam, że o samiutkiej północy, tak jak mu obiecałam. On od razu nic nie powiedział, nawet nie wyglądał na podejrzliwego. ”Och, jak dobrze, jestem uratowana.” - Pomyślałam i prawie otarłam pot z czoła. Mój mąż, po chwili, spojrzał na mnie serio, mówiąc:
- Wiesz, musimy zmienić ten nasz zegar z kukułką.
Zbladłam ze strachu, ale pytam pokornym głosem:
- Tak? A dlaczego, kochanie?
A on na to:
- Widzisz, dziś w nocy, kukułka zakukała trzy razy, potem, nie wiem jak to zrobiła, krzyknęła ’”O cholera!” Znów zakukała cztery razy, zwymiotowała w korytarzu, zakukała jeszcze trzy razy i padła na podłogę ze śmiechu. Kuknęła jeszcze raz, nadepnęła na kota i rozwaliła stolik w salonie. A potem, powaliła się koło mnie i kukając ostatni raz, puściła se głośnego bąka i szybko zaczęła chrapać.
255

Dowcip #28155. Wczoraj wybrałam się na imprezę z moimi koleżankami. w kategorii: „Kawały o imprezie”.

W dyskotece zagadała do mnie gruba laska. Po chwili rozmowy zeszło na to, że wczoraj miałem urodziny:
- Wszystkiego najlepszego przystojniaku. Czy jak pojedziemy do Ciebie, to sprawisz, że się uśmiechnę?
- Raczej nie. Tort już zjedzony.
415

Dowcip #28103. W dyskotece zagadała do mnie gruba laska. w kategorii: „Kawały o imprezie”.

Była sobie Marysia, która ze trzydzieści lat nie była w kościele. Pewnej niedzieli widziała jak dużo ludzi idzie do kościoła, więc i sama postanowiła tam pójść. Zanim się wystroiła to zaszła do kościoła spóźniona. W kościele jeden ksiądz odprawia mszę, a drugi spowiada. Wchodzi Marysia do kościoła, a tam śpiew ”O Maryjo witam cię”. Marysia myślała, że wszyscy ją tak pięknie witają, więc krzyknęła ”cisza cisza”. W kościele wszystko ucichło, a ksiądz co spowiadał wychylił się z konfesjonału by zobaczyć co się dzieje.
Marysia mówi:
- Za to, że mnie tak pięknie witacie zapraszam was wszystkich na libację.
Dostrzegła księdza wychylającego się z konfesjonału i dodała:
- I Ciebie też, jak się wysrasz to też przyjdź.
1123

Dowcip #25882. Była sobie Marysia, która ze trzydzieści lat nie była w kościele. w kategorii: „Humor o imprezie”.

Małżeństwu urodziły się trojaczki. Duże pępkowe, na które przyszedł mąż koleżanki matki z zawodu kynolog. Wszyscy zachwycają się bobasami, wychwalają rodziców itp.
Podchodzi kynolog, ogląda szczegółowo każdego bobasa, po czym stwierdza fachowo:
- Zatrzymałbym tego.
15

Dowcip #25327. Małżeństwu urodziły się trojaczki. w kategorii: „Śmieszne dowcipy o imprezie”.

Rżewski wygrał na loterii. Zamówił kawior, szampana. Impreza na całego: damy, oficerowie piją, tańczą, śpiewają. Zniesmaczony kornet pyta:
- Panie poruczniku, nie szkoda panu pieniędzy? Przecież nic po takiej imprezie nie zostanie.
- Zostanie, zostanie - mówi Rżewski. - Ot, na przykład niedawno spotkałem i pokochałem pewną damę. Ona dała mi pieniądze. Za te pieniądze kupiłem los na loterii. I wygrałem. Piję i poznałem pewną damę. Kupię los... I tak w kółko, kornet, i tak w kółko!
421

Dowcip #19431. Rżewski wygrał na loterii. Zamówił kawior, szampana. w kategorii: „Śmieszne kawały o imprezie”.

Śmieszne żarty o imprezieŚmieszne dowcipy o imprezieŚmieszny humor o imprezieHumor o imprezieDowcipy o imprezieKawały o imprezieŚmieszne kawały o imprezieŻarty o imprezie

Pomoc

» Regulamin

» Kontakt

Przydatne zasoby

» Alfabet Morse'a

» Nowe motocykle ogłoszenia

» Słownik wyrazów przeciwstawnych języka polskiego

» Słownik pojęć i definicji

» Opisy krzyżówkowe

» Odmiana wyrazów

» Oferty pracy dla opiekunów seniora

» Słownik rymów przymiotniki

» Stopniowanie przysłówków i przymiotników

» Słownik wyrazów bliskoznacznych języka polskiego

» Wyliczanki do skakanki

» Zagadki z odpowiedziami do drukowania dla dzieci

» Zmiana czasu na czas letni

 

najlepsze dowcipynajlepsze kawałynajlepsze żartynajlepszy humor Dowcip.NET © LocaHost